Już
w tytule tomu natkniemy się na intrygujące zasygnalizowanie klimatu
towarzyszącego wierszom Dominiki Lewickiej-Klucznik. Skoro na cuda może być
limit, znaczy to po prostu, iż radość, szczęście, dobro, bezpieczeństwo,
zachwyty zwyczajne i nadzwyczajne mogą być i są reglamentowane. W którymś momencie
dochodzi do odseparowania od jasnej i pozytywnej strony życia, wówczas widzi
się więcej mroku. Który z tych światów jest prawdziwszy? Autorka zdaje się
skłaniać do wersji odartej z pozorów, tej trudniejszej, z większymi wyzwaniami,
ale jednak i bardziej autentycznej. Nic więc dziwnego, że kiedy ktoś odchodzi
na zawsze, okazuje się, że trudno znaleźć osobę, która znałaby prawdziwe myśli
i uczucia tego, kogo już nie ma („U Michała”). Ludzie bardziej cenią
przeciętność od nadzwyczajności, kiedy więc „wchodzę na teren zaludniony /
trzeba zwolnić / myślenie” („Locus secretus”, s. 9). Małe miasteczka zwykle nie
mają litości dla swoich mieszkańców i pochłaniają ich konsekwentnie i z
premedytacją („Pisuardesa”). Marzenia, wykształcenie, wartości i kultura nie
chronią przed barbarzyństwem i niszczącym przypadkiem („Jak będziemy wszystko
krytykować to zabraknie nam przypadków”). Bywa, że właśnie ci ignorowani,
wyśmiewani, wykluczeni, widzą i wiedzą więcej, czują to, co dzieje się
naprawdę, choć nikt tego jeszcze nie nazwał: „wariaci są inni / najbardziej
przejmują się słowami / które nigdy nie padły” („***” [„wariaci są brzydcy”],
s. 13). Zdarza się również, że życie jest tak bliskie śmierci, że o fakcie
istnienia przypomina potencjalność umierania („Piątek trzynastego”). Ludzie
mają trudności z porozumieniem się, komunikacyjny sojusz niszczą nie tylko
czyny, raptem okazuje się, że wyjaśnianie słowami jeszcze bardziej wszystko
gmatwa („Nieprzetłumaczalność”). Pamięć toczy ciągłą walkę z zapomnieniem, a
utrwalanie czasami bywa zakłamywaniem, bo „najłatwiej zdradza się martwych” („Hiroszima
moja miłość”). Nawet upragniony koniec staje się dobrem reglamentowanym i aby
doświadczyć ostateczności, trzeba o nią zawalczyć („Przerwa na kawę”).
Odizolowanie się od świata, także poprzez niekorzystanie z urządzeń
umożliwiających komunikację i mediów społecznościowych, pozwala mieć złudzenie
krzepiącej w tym wypadku samotności („Wróciłaś?”). Wszystko to, co powinno być
jasne i czytelne, staje się coraz bardziej zagmatwane. Nie dlatego, że
faktycznie się komplikuje, ale z tego powodu, jak sugeruje autorka, że to my
nie chcemy zasad, którym się podporządkujemy, wolimy rozmywać znaczenia: „dopisujemy
coraz więcej definicji / słów które z natury / powinny być jednoznaczne” („Człowiek”,
s. 28). Poezja nie jest natchnieniem, raczej obsesją. Nie celebruje się jej
odizolowaniem od rzeczywistości. Wiersze, te najważniejsze słowa, powstają „pomiędzy”,
w chwilach wyrwanych codzienności, ukradzionych zwyczajności („***” [„zapisałam”]).
Uczucia nie pozwalają na pełne zakorzenienie się w realności, jest się wtedy w
stanie bliskim szaleństwa, niewiara w koniec miesza się z zachwytem nad tym
wszystkim, co jeszcze trwa („Karusia”, „Haśka”, „***” [„obudziłam się”], „Rzeczy(w)istnieję”).
Brak wsparcia ze strony historii, wiary, rzeczywistości, trzeba zaklinać za
wszelką cenę, pojawia się więc deklaracja: „usilnie nie znudzę się światu” („U
Carrolla”, s. 41). Nawet wielka namiętność, wielkie uczucie, wielkie emocje nie
mogą stać się jedynym definiującym punktem odniesienia, nie wolno zaprzeć się samego
siebie w imię miłości do drugiego człowieka, trzeba mieć coś jeszcze, co
pozwoli na odwoływanie się także do innych historii: „rozpisuję zakończenia /
by nie obrastać w legendę jak w tłuszcz” („***” [„nie była u ciebie dwa
miesiące”], s. 47; „Podobno”, „Młoda wdowa”), bo „najgorzej jest być / nijakim”
(„Jeszcze bez”, s. 57). W „Limicie na cuda” dominują samotność, wyobcowanie i
codzienność, która tak niechętnie oferuje fajerwerki. Wiersze poetki bywają
odważne, ale i dyskretne jednocześnie. Przemyślane, świadomie grające z akcesoriami
współczesności, ale i równie świadomie sięgające do klasyki literatury. Lewicka-Klucznik
pozostaje uważną, wrażliwą i błyskotliwą obserwatorką człowieka wśród ludzi –
samotnego w tłumie, opuszczonego w związku, pozostawionego w miłości,
zdradzonego w przywiązaniu. Widzi, jak bolesne bywają chwile szczęścia i jak
rzadko uświadamiamy sobie, że to, co dobre jest limitowane. Tymczasem limit na
cuda można wyczerpać. Nie każdemu starczy on do końca życia...
Bardzo dziękuję za pochylenie się nad książką i wnikliwą recenzję. Trochę się zastanawiałam, skąd znam nazwisko, ale przecież razem studiowałyśmy. Pozdrawiam serdecznie Dominika Lewicka-Klucznik
OdpowiedzUsuńGratuluję tomiku. Ja miałam podobnie z identyfikacją - tyle że najpierw zdjęcie wydało mi się znajome. :) Cieszę się, że po latach mogłyśmy się spotkać tekstowo. Pozdrawiam!
Usuń