Powieść
Jerzego Sosnowskiego stanowi interesującą impresję na temat względności czasu,
ciągłej walki pamięci z zapomnieniem, wreszcie przemijania, które choć znaczy
naszą biografię, to jednak w zależności od nastroju i atmosfery rysuje zupełnie
różne obrazy. Pozornie mamy do czynienia z sytuacją dość oczywistą. Pretekstem do gry z czasem są lata siedemdziesiąte. Oto Jarko,
chłopiec, który sprzeciwia się samotnemu pobytowi w sanatorium, wyjeżdża z
bliskimi nad morze celem podreperowania zdrowia powietrzem z dużą ilością jodu.
Rodzina organizuje dyżury – rodzice są przez pewien czas razem z chłopcem,
potem opiekuje się nim tylko ojciec, później dołącza do nich starsza siostra,
wreszcie ojca ponownie wymienia matka. Każda z tych familijnych konfiguracji
rodzi zupełnie inne sytuacje. Przy matce Jarko jest przede wszystkim dzieckiem,
małym chłopcem, który ciągle potrzebuje rodzicielskiej opieki. Przy ojcu
dorośleje, odkrywa urok przypadkowości, rezygnacji z pewnego rytuału na rzecz
chaosu chwili. Siostra wspiera go w całkiem męskich poczynaniach związanych z pierwszą,
dziecięcą tak naprawdę, miłością. Fakt, że letnicy, jak nazywana jest rodzina
Jarka, wynajmują pokój przy rodzinie, buduje kolejne relacje, które możliwe są
tak naprawdę tylko w tej konkretnej, związanej z odpoczynkiem, scenerii.
Wakacyjna bliskość, komitywa rodząca się między dorosłymi, młodzieńcze
fascynacje drugą płcią, ale i nadzieje oraz oczekiwania wynikające z
(nie)obecności w danej chwili dorosłych – to wszystko tworzy późniejszy klimat
wspomnień. Sosnowskiemu udaje się pokazać, jak łatwo zapominamy o tym, co
kiedyś było dla nas ważne (motyw zagubionej ukochanej maskotki), jak często
wydaje nam się, że coś jest znajome, choć widzimy to pierwszy raz (Jarko
obserwujący miasto zaraz po przyjeździe), jak szybko mijają emocje i uczucia,
kiedyś ważne, po latach czasami rozczarowujące lub dziwnie obce (spotkanie z
dawnym kolegą). Warto.
Jerzy
Sosnowski, Sen sów, Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2016.