Powieść
McEwana to intrygujący przykład opowiedzenia o prawdopodobnej przyszłości bez
nadużywania akcesoriów typowych dla literatury science-fiction. W pewnym więc
sensie mamy do czynienia z lekturą o charakterze filozoficznym, dla której
ważnym pytaniem organizującym akcję jest zastanowienie się nad tym, kto jest
człowiekiem i czy granice definiowania osoby możemy przesunąć i poszerzyć. Badania
nad sztuczną inteligencją doprowadzają do sytuacji, w której możliwy jest zakup
robota doskonale imitującego ludzkie zachowania. Charlie kupuje sobie więc
Adama. Zamierza się nim dzielić ze swoją dziewczyną. Adam jest tym, co ma być
wspólne. Imię owego syntetycznego człowieka nie jest oczywiście przypadkowe, jednak
kluczowe dla całej opowieści okazuje się to, w jaki sposób ta zakupiona i
możliwa do wyłączenia sztuczna osoba przeorganizowuje życie realnie
istniejących ludzi. W relacji między maszyną a bohaterem pojawiają się emocje i
uczucia, których trudno było się spodziewać. Adam nie tylko może pełnić funkcje
usługowe. Może również dyskutować, uprawiać seks, budować więzi i deklarować
własne oczekiwania. Adam zaczyna aktywnie komunikować, czego sobie nie życzy,
miewa tajemnice, a Charlie bywa o niego zazdrosny. Pojawienie się maszyny w
życiu bohaterów ma dużo wspólne z metaforą stwarzania świata na nowo i
nadchodzącej, trudnej do przewidzenia Apokalipsy. Adam zmienia życie bohaterów,
ale zmusza też do zastanowienia się nad rolą pełnioną w świecie przez
człowieka. Przeczucie, że władza stanowienia o cudzym losie niekoniecznie musi należeć
do człowieka, staje się coraz bardziej realne i zmusza do przewartościowań o
charakterze tożsamościowym.
Ian
McEvan, Maszyny takie jak ja, przeł. Andrzej Szulc, Wyd. Albatros, Warszawa
2019.