Zapraszam również na mój profil na Facebooku: https://www.facebook.com/bernadetta.darska

oraz na moje konto na Instagramie: https://www.instagram.com/bernadettadarska/

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poezja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poezja. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 grudnia 2017

Móc spojrzeć sobie w twarz (J. Kaczmarski, Między nami. Wiersze zebrane)

Obszerny tom poezji Jacka Kaczmarskiego otwiera wstęp Krzysztofa Nowaka, redaktora wydań zbiorowych twórczości barda. Warto z tym tekstem się zapoznać, aby uświadomić sobie ogrom wykonanej pracy, zmiany wpisane w powstawanie utworów oraz specyfikę programów wpisanych w porządkowanie utworów w cykle. Mamy do czynienia z możliwie kompletną prezentacją wierszy Kaczmarskiego. Zasadne jest czytanie tej książki zarówno na wyrywki poprzez szukanie konkretnych utworów lub zatrzymywanie się przy niektórych, wybranych przypadkowo, jako i praktykowanie lektury ciągłej. Ta ostatnia pozwala na dostrzeżenie tematów, które powracają w twórczości Kaczmarskiego i porządkują ją na zasadzie obecności stałego punktu odniesienia. Odsłania również praktykę prze-pisywania utworów, poszerzania fabularnego rozmachu oraz komplikowania etycznych odniesień scen opisanych w pierwszych wersjach. Umożliwia zwrócenie uwagi na erudycyjność poety oraz narracyjność jako cechę wyróżniającą jego twórczość. W większości utworów mamy do czynienia z mocnymi, wyrazistymi scenami, opartymi na opozycji wartości, pokazującymi ciągłość istnienia oraz odsłaniającymi przemijanie z jego ciemnymi stronami. Kaczmarski podejmuje dialog z tekstami kultury. Przywołuje obrazy, filmy, utwory literackie. Zawsze jednak w owym przywołaniu zawiera się moc ożywienia. To niezwykle ważna cecha pisarstwa poety – umiejętność uwspółcześnienia tego, co należy do kanonu, gotowość wpisania klasyki w dramat racji zajmujący nas na co dzień, wreszcie odwaga poruszania tematów trudnych, odsłaniających potencjalność uwikłania każdego w strach, tchórzostwo, zdradę i fałsz. Kaczmarski nie traci z oczu swojej współczesności. Potrafi zabrać głos w obronie wolności wtedy, gdy trwa komunizm, ale i dostrzec tracenie zdobytego kapitału oraz błędy popełniane przez dawną opozycję w okresie demokracji. Umie pisać o słabości człowieka, widząc jednocześnie, że zaprzeczanie sobie bywa prywatnym, ale i społecznym dramatem. Teksty barda można by więc z powodzeniem czytać jako wielki poetycki manifest upominania się o godność, honor, odwagę. Choć wiersze Kaczmarskiego uznawane były (także jako piosenki) za głos swoich czasów, można je również traktować jako aktualne i dzisiaj. Postulat spojrzenia sobie w twarz i nadzieja na niedostrzeżenie wówczas obcości są ponadczasowe i w każdej epoce tak samo ważne.


Jacek Kaczmarski, Między nami. Wiersze zebrane, wstęp: Krzysztof Nowak, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

wtorek, 14 marca 2017

Polifoniczność istnienia i tworzenia (Warkoczami. Antologia nowej poezji, red. S. Głuszak, B. Gula, J. Mueller)

Antologia zredagowana przez Sylwię Głuszak, Beatę Gulę i Joannę Mueller okazuje się interesująca i niebanalna już na poziomie bardzo wstępnych rozpoznań. Warto zwrócić uwagę na tytuł, odwołujący się do kobiecości, ale i umiejętności splatania i rozplatania słów obok siebie istniejących. Zasugerowany więc zostaje wielogłos sygnalizujący istnienie wspólnoty przy jednoczesnym zachowaniu indywidualności. Nieoczywista jest kategoria „nowej poezji”. W tym wypadku redaktorki rezygnują z próby wyeksponowania możliwie wszystkiego, co ciekawe w poezji współczesnej. Stawiają głównie na głos kobiet, przeczytać bowiem możemy wiersze dwudziestu autorek i dwóch autorów. Obecność dwóch poetów jest zresztą pewnego rodzaju zgrzytem koncepcyjnym tomu. Ewidentnie bowiem mamy do czynienia z opowieścią kobiet, głosem kobiet, światem kobiet. Myliłby się jednak ten, kto doszukiwałby się tutaj sentymentalizmu czy poezji opartej głównie na emocjach. Redaktorki odsłaniają poetycką różnorodność, jednocześnie grupując wiersze w taki sposób, że widzimy podobieństwa i różnice. Nieoczywisty jest również odredaktorski tekst, a zwłaszcza miejsce, w którym go umieszczono – nie na początku, nie na końcu antologii, ale w środku. Dzięki takiemu pomysłowi redaktorski zamysł zostaje pochłonięty/wchłonięty jako część tych wypowiedzi, które zostają w zbiorze zaprezentowane. 
Kluczowa dla idei tomu okazuje się metafora Virginii Woolf. „Własny pokój” zostaje jednak poszerzony o dodatkowe znaczenia, staje się więc „wspólnym pokojem”. To odwołanie do cyklu spotkań odbywających się w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie, ale i wyraźne zaakcentowanie myśli przewodniej towarzyszącej powstawaniu antologii. Redaktorki nie ukrywają, że bycie razem poprzez czytanie literatury, rozmawianie o niej i jej tworzenie generuje nie tylko twórczą moc, ale przede wszystkim staje się fundamentem kobiecej wspólnoty. Poetki, których wiersze pojawiają się w antologii, to Zofia Bałdyga, Justyna Bargielska, Maria Cyranowicz, Katarzyna Fetlińska, Julia Fiedorczuk, Wioletta Grzegorzewska, Kamila Janiak, Aneta Kamińska, Barbara Klicka, Małgorzata Lebda, Natalia Malek, Agnieszka Mirahina, Joanna Mueller, Kamila Pawluś, Kira Pietrek, Justyna Radczyńska, Bianka Rolando, Mirka Szychowiak, Agnieszka Wolny-Hamkało i Katarzyna Ewa Zdanowicz, dodatkowo czytelnikom zaproponowano poezję Jacka Głuszaka i Michała Czai. Ten ostatni pojawia się tylko z jednym utworem pt. „Wspólny pokój”. Tytuł wiersza okazuje się przepustką do pojawienia się w antologii. Zawarta w nim metafora, jak już wspominałam powyżej, to ważne odniesienie w kontekście zaplanowanej koncepcji tomu. 
Dużym atutem antologii jest rezygnacja z chronologii przy prezentowaniu wierszy, a także rezygnacja z blokowego przedstawiania twórczości danego autora. Zamiast powyższych uporządkowań zaproponowano dużo ciekawszy, bo skoncentrowany wokół wybranego problemu, klucz. Warto jednocześnie zaznaczyć, że hasła przewodnie, towarzyszące wierszom, nie są wcale oczywiste i dają duże pole do interpretacji. Antologię otwiera grupa utworów opatrzonych hasłem „Morfy”. Widać w nich potrzebę i gotowość zmierzenia się z definicją własnej tożsamości oraz bezradnością towarzyszącą próbom zamknięcia siebie w określonych ramach. Dalej pojawiają się takie motywy, jak próba niestereotypowego pokazania kobiecości, różne, często mroczne, naturalistyczne, odsłony seksualności, macierzyństwa i śmiertelności, redefiniowanie powszechnych skojarzeń związanych z rodziną, pokazanie nieoczywistych możliwości tworzenia wspólnoty, codzienność, poddawanie się różnym naciskom i próba ocalenia siebie w relacji z innym. Ostatnia grupa tekstów, zatytułowana „Horyzont w przejściu”, stanowi próbę oswojenia ostateczności w zwyczajności, z którą stykamy się każdego dnia. To, co zwiastuje koniec, nie musi być wielkie, może być małe i niezauważalne, śmieszne i kuriozalne, nie do zapamiętania w kontekście innych ważnych spraw, które nam się przydarzają. Jednocześnie, fakt ten zostaje zasugerowany, koniec bywa początkiem i często od nas zależy, co z nim uczynimy. „Warkoczami” to antologia inspirująca, umożliwiająca wielość odczytań, zapraszająca do kolejnych spotkań z utworami poetyckimi. Wciągająca i oplatająca, namawiająca do tworzenia własnych tekstowych splotów – takich, które budują i ożywiają dialog.


Warkoczami. Antologia nowej poezji, red. Sylwia Głuszak, Beata Gula, Joanna Mueller, Wyd. Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2016.

wtorek, 7 marca 2017

Samotność, wyobcowanie i codzienność (D. Lewicka-Klucznik, Limit na cuda)

Już w tytule tomu natkniemy się na intrygujące zasygnalizowanie klimatu towarzyszącego wierszom Dominiki Lewickiej-Klucznik. Skoro na cuda może być limit, znaczy to po prostu, iż radość, szczęście, dobro, bezpieczeństwo, zachwyty zwyczajne i nadzwyczajne mogą być i są reglamentowane. W którymś momencie dochodzi do odseparowania od jasnej i pozytywnej strony życia, wówczas widzi się więcej mroku. Który z tych światów jest prawdziwszy? Autorka zdaje się skłaniać do wersji odartej z pozorów, tej trudniejszej, z większymi wyzwaniami, ale jednak i bardziej autentycznej. Nic więc dziwnego, że kiedy ktoś odchodzi na zawsze, okazuje się, że trudno znaleźć osobę, która znałaby prawdziwe myśli i uczucia tego, kogo już nie ma („U Michała”). Ludzie bardziej cenią przeciętność od nadzwyczajności, kiedy więc „wchodzę na teren zaludniony / trzeba zwolnić / myślenie” („Locus secretus”, s. 9). Małe miasteczka zwykle nie mają litości dla swoich mieszkańców i pochłaniają ich konsekwentnie i z premedytacją („Pisuardesa”). Marzenia, wykształcenie, wartości i kultura nie chronią przed barbarzyństwem i niszczącym przypadkiem („Jak będziemy wszystko krytykować to zabraknie nam przypadków”). Bywa, że właśnie ci ignorowani, wyśmiewani, wykluczeni, widzą i wiedzą więcej, czują to, co dzieje się naprawdę, choć nikt tego jeszcze nie nazwał: „wariaci są inni / najbardziej przejmują się słowami / które nigdy nie padły” („***” [„wariaci są brzydcy”], s. 13). Zdarza się również, że życie jest tak bliskie śmierci, że o fakcie istnienia przypomina potencjalność umierania („Piątek trzynastego”). Ludzie mają trudności z porozumieniem się, komunikacyjny sojusz niszczą nie tylko czyny, raptem okazuje się, że wyjaśnianie słowami jeszcze bardziej wszystko gmatwa („Nieprzetłumaczalność”). Pamięć toczy ciągłą walkę z zapomnieniem, a utrwalanie czasami bywa zakłamywaniem, bo „najłatwiej zdradza się martwych” („Hiroszima moja miłość”). Nawet upragniony koniec staje się dobrem reglamentowanym i aby doświadczyć ostateczności, trzeba o nią zawalczyć („Przerwa na kawę”). Odizolowanie się od świata, także poprzez niekorzystanie z urządzeń umożliwiających komunikację i mediów społecznościowych, pozwala mieć złudzenie krzepiącej w tym wypadku samotności („Wróciłaś?”). Wszystko to, co powinno być jasne i czytelne, staje się coraz bardziej zagmatwane. Nie dlatego, że faktycznie się komplikuje, ale z tego powodu, jak sugeruje autorka, że to my nie chcemy zasad, którym się podporządkujemy, wolimy rozmywać znaczenia: „dopisujemy coraz więcej definicji / słów które z natury / powinny być jednoznaczne” („Człowiek”, s. 28). Poezja nie jest natchnieniem, raczej obsesją. Nie celebruje się jej odizolowaniem od rzeczywistości. Wiersze, te najważniejsze słowa, powstają „pomiędzy”, w chwilach wyrwanych codzienności, ukradzionych zwyczajności („***” [„zapisałam”]). Uczucia nie pozwalają na pełne zakorzenienie się w realności, jest się wtedy w stanie bliskim szaleństwa, niewiara w koniec miesza się z zachwytem nad tym wszystkim, co jeszcze trwa („Karusia”, „Haśka”, „***” [„obudziłam się”], „Rzeczy(w)istnieję”). Brak wsparcia ze strony historii, wiary, rzeczywistości, trzeba zaklinać za wszelką cenę, pojawia się więc deklaracja: „usilnie nie znudzę się światu” („U Carrolla”, s. 41). Nawet wielka namiętność, wielkie uczucie, wielkie emocje nie mogą stać się jedynym definiującym punktem odniesienia, nie wolno zaprzeć się samego siebie w imię miłości do drugiego człowieka, trzeba mieć coś jeszcze, co pozwoli na odwoływanie się także do innych historii: „rozpisuję zakończenia / by nie obrastać w legendę jak w tłuszcz” („***” [„nie była u ciebie dwa miesiące”], s. 47; „Podobno”, „Młoda wdowa”), bo „najgorzej jest być / nijakim” („Jeszcze bez”, s. 57). W „Limicie na cuda” dominują samotność, wyobcowanie i codzienność, która tak niechętnie oferuje fajerwerki. Wiersze poetki bywają odważne, ale i dyskretne jednocześnie. Przemyślane, świadomie grające z akcesoriami współczesności, ale i równie świadomie sięgające do klasyki literatury. Lewicka-Klucznik pozostaje uważną, wrażliwą i błyskotliwą obserwatorką człowieka wśród ludzi – samotnego w tłumie, opuszczonego w związku, pozostawionego w miłości, zdradzonego w przywiązaniu. Widzi, jak bolesne bywają chwile szczęścia i jak rzadko uświadamiamy sobie, że to, co dobre jest limitowane. Tymczasem limit na cuda można wyczerpać. Nie każdemu starczy on do końca życia...


Dominika Lewicka-Klucznik, Limit na cuda, Wyd. Grupa Literyczna Na Krechę, Fundacja Centrum Rozwoju Kultury i Edukacji, Poznań 2016. 

czwartek, 16 lutego 2017

Róbmy swoje (W. Młynarski, Od oddechu do oddechu. Najpiękniejsze wiersze i piosenki)

Wydanie tej publikacji to nie tylko znakomity prezent dla tych, którzy od lat pozostają fanami twórczości Wojciecha Młynarskiego, ale również okazja do pokazania ponadczasowości jego tekstów i wyjątkowej celności w obserwowaniu tego, co zwykłe i codzienne, a jednak ważne i definiujące w sensie podstawowym. „Od oddechu do oddechu” można również potraktować jako doskonały pretekst do uświadomienia sobie poetyckości piosenki i muzyczności wiersza. Młynarski będąc znakomitym tekściarzem nigdy nie przestał być intrygującym i wartym uważnej lektury poetą. Lektura jego utworów pozwala zauważyć to, co we fragmentarycznym odbiorze może umknąć. Na szczególną uwagę zasługuje fakt wyraźnego zderzenia czasów PRL-u i okresu demokracji. Nie chodzi, oczywiście, tylko o daty, raczej o smutną i przygnębiającą konkluzję wyłaniającą się z tekstów Młynarskiego. O ile w komunizmie ocaleniem stawała się kultura, inteligencja, zasady, których nie wypadało łamać, o tyle w kapitalizmie na plan pierwszy wysuwa się pieniądz i dochodzi do dewaluacji świata wartości. Młynarski po roku 1989 nie ukrywa swojego rozczarowania brakiem wierności idei oraz zaskoczenia z powodu łatwego wypierania się tego, co w człowieczeństwie najważniejsze. Widać to chociażby w takich tekstach jak „Ile ja dopłacam?”, „Ja cię przekształcę”, „Wymiana jelit”, „Ballada o kasjerze”, „Prawdziwy Polak”, „Niewielkie słowo przyzwoitość”, „Targ staroci”, „Na pana to się pisało”, „Śmieci”, „Nie wycofuj się”. Zupełnie inaczej wybrzmiewają natomiast utwory: „Po co babcię denerwować?”, „Kogo udajesz, przyjacielu?”, „Ściany między ludźmi”, „Co by tu jeszcze?”, „Ja się nie przyzwyczaję”, „Żyj kolorowo”, „Przetrwamy”, „Róbmy swoje”, „Mam zaśpiewać coś o cyrku”, „Piosenka tonącego”, „Dobranoc panu, panie Bzowski”, „Smutne miasteczko”, „Ballada o szczurach”, „Jeszcze w zielone gramy”, „Błędny rycerz”. Jest w nich przekonanie, że kiedyś przyjdą lepsze czasy i że trzeba na nie czekać, że nie można – mówiąc wprost – dać się zeszmacić, że trzeba widzieć zabawne i absurdalne momenty w tym, co jest częścią zniewalającego systemu, że „tu i teraz” jest nam dane tylko raz, trzeba więc w miarę możliwości cieszyć się życiem, że mamy wpływ na to, jacy jesteśmy. Metaforycznie opowiedziane sytuacje służą wyraźnemu zasygnalizowaniu ówczesnej rzeczywistości. Ów sposób obrazowania staje się jednak na tyle uniwersalny, że również dzisiaj wiele dostosowanych do tamtych czasów puent jest adekwatnych i przydatnych. Młynarskiemu udaje się uchwycić klimat PRL-u, część typowych dla tamtych czasów rozrywek dzisiaj odeszło przecież do lamusa (np. „Jesteśmy na wczasach”, „Światowe życie”). Poeta z dużą wrażliwością decyduje się również na opis tego, co kształtuje człowieka na zawsze, a więc miejsca i ludzi najbliższych. Teksty o matce należą do wyjątkowo chętnie przywoływanych, oddają bowiem smutek przemijania, nieuchronność rozstania i przeczucie, że kiedyś nadejdzie żal za straconymi chwilami („Nie ma jak u mamy”, „Naszych matek maleńkie mieszkanka”, „Mała Ojczyzna”). W tekstach Młynarskiego często sąsiadują pragnienie bycia z kimś blisko i niechęć do decydowania się na bylejakość. Codzienność w swojej zwyczajności, niekiedy nawet siermiężności, bywa akceptowana, jeśli tylko pojawi się nadzieja na moment wyjątkowy („Chłopiec na dłużej”, „Dwanaście godzin z życia kobiety”, „Spóźniłam się na mój ślub”, „Poranne łzy”, „Marsz samotnych kobiet”). Jednocześnie dominuje w tych utworach niezwykle energetyczna witalność, pochwała życia, gotowość wykrzyczenia publicznie radości istnienia, chęć celebrowania tego, co warte zapamiętania, wiara w pozytywny wymiar kontaktów z drugim człowiekiem („Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał”, „Ktoś, kto mnie lubi”, „Ty”, „Lubmy się choć trochę”, „Idę na całość”, „Gram o wszystko”, „Kocham cię, życie!”, „Przeprowadzki”, „Ogrzej mnie”, „Tak bym chciała kochać już”, „Superszary blues”, „Kocham jutro”). Do czytania wielokrotnego.


Wojciech Młynarski, Od oddechu do oddechu. Najpiękniejsze wiersze i piosenki, koncepcja książki oraz wybór wierszy: Michał Nalewski, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.