Kuzniecowa opowiada o wojnie w Ukranie, która jest blisko, choć jest daleko. Blisko, bo całkowicie przewartościowała codzienność bohaterów zmuszając ich do opuszczenia kraju i organizowania sobie życia na nowo. Daleko, bo o kolejnych zagrożeniach można dowiadywać się z internetu, bezpośrednio nic opisywanym postaciom nie zagraża. Blisko, bo informacje od walczącego siostrzeńca ciotki nie docierają już od jakiegoś czasu. Daleko, bo dom syna mieszkającego zagranicą szybko zostaje zaanektowany jako miejsce wspólne tych, którzy znajdują w nim schronienie. Blisko, bo zwierzęta przywiezione z Ukrainy zaczynają nietypowo reagować na stres. Daleko, bo można udawać, że istnieje normalność, że mają sens wakacyjne plany, że zabawa młodych nie jest podszyta pamięcią ostatecznego. Autorka bardzo ciekawie rozgrywa kwestie codzienności i wojny. Zrekonstruowanie zwyczajności wśród ludzi sobie bliskich, jednak od dawna żyjących oddzielnie, okazuje się chwilą próby, która niejako realizowana jest intuicyjnie. Każdy z bohaterów trochę rezygnuje z tego, co było oczywiste, trochę przesuwa się, by innym dać miejsce, staje się wrażliwszy i bardziej wyczulony na potrzeby innych, więcej rozumie lub przynajmniej chce zrozumieć. Dzieje się to wszystko bez wielkich słów, jakby mimochodem, przypadkiem, a jednak bardzo świadomie. Dlaczego? Ano dlatego, że dni odliczane są za pomocą kolejnych dni wojny. Warto!
Eugenia Kuzniecowa, Drabina, przeł. Iwona Boruszkowska, Wyd. Znak, Kraków 2024.