Zapraszam również na mój profil na Facebooku: https://www.facebook.com/bernadetta.darska

oraz na moje konto na Instagramie: https://www.instagram.com/bernadettadarska/

poniedziałek, 23 czerwca 2025

Jak być bliżej, skoro jest się coraz dalej (G. Riley, Moje zmory)

 

Gwendoline Riley rozgrywa swoją opowieść w trójkącie. Nie o związki miłosne jednak tutaj chodzi, ale o relacje między dzieckiem a rodzicami. W trakcie lektury uświadamiamy sobie, jak silna więź pojawia się w przypadku bohaterów przez nieobecność. Widać to szczególnie wyraźnie w kontekście nieobecnego i musztrującego córki ojca. Każde spotkanie dzieci z mężczyzną poprzedzone jest minirewolucją w domu. Drobiazgowe opisy mało dowcipnych żartów ojca, powtarzanych do znudzenia i stanowiących przykład jego wysokiego mniemania o sobie, są tak naprawdę obrazazmi okrucieństwa. To, co mogłoby być radosne, swobodne i spontaniczne, naznaczone zostaje sztucznością, okazywaniem wyższości i próbą podważenia dziecięcych wyborów. Nie inaczej jest w przypadku kontaktów z matką. Bohaterka ucieka od kobiety. Nie chce spotykać się z nią zbyt często. Matka wcale nie dąży do zintensyfikowania kontaktów. Sformalizowana formuła wymiany prezentów z okazji urodzin wystarcza obu kobietom. Odchodzenie rodziców związane ze śmiercią jest właściwie czymś mało istotnym. To najważniejsze odejście, związane z chłodem, obcością i obojętnością, rozegrało się bowiem dużo wcześniej. Reakcja na śmierć dosłowną jest więc w pewnym sensie tylko przypieczętowaniem tego, co zniszczono kiedyś lub czego nigdy nie zbudowano. Intrygujące i nieoczywiste.

 

Gwendoline Riley, Moje zmory, przeł. Maciej Stroiński, Wyd. Czarne, Wołowiec 2025.


niedziela, 22 czerwca 2025

Pamięć (Ch. Heubner, Kiedy byliśmy chrabąszczami)

 

Ci, którzy znają losy niektórych ocalałych z Zagłady, z pewnością rozpoznają je w przywołanych w opowiadaniach sytuacjach i momentach zwrotnych. Jednak nie to wydaje się przy lekturze prozy Heubnera najistotniejsze. Autor po raz kolejny pokazuje, jak dużo można powiedzieć, nie używając wielu słów. Odsłania również rzecz niezwykle istotną, a mianowicie trwałość pamięci tego, co było, w tym, co jest i co wydaje się odwrócone od przeszłości. Ekstremalne przeżycia mogą wrócić wtedy, kiedy pojawia się znajomy głos, kiedy bliskość wody przypomina jej zimno, kiedy to, co namacalne, tak naprawdę nie jest widoczne i odczuwane dla innych. To właśnie wtedy przeszłość potrafi przypomnieć, że nic się nie skończyło, że odwrócenie się i patrzenie do przodu to tylko nieudany manewr, bo tak naprawdę myśl wraca do tego, co było, że w swoim pamiętaniu można być samotnym, choć ludzie wokół wcale nie chcą swoją niewiedzą zranić. Heubner potrafi uchwycić moment, w którym to, co powraca, paraliżuje, przywołuje nieistniejącą rzeczywistość, ożywia to, co wydaje się martwe i w jakiś sposób przerobione. Można by więc powiedzieć, że to nie tylko historie odsłaniające trwałość traumy, ale i wrośnięcie śmierci w życie.

 

Christoph Heubner, Kiedy byliśmy chrabąszczami. Opowiadania, przeł. Rafał Wędrychowski, Wyd. Austeria, Kraków – Budapeszt – Syrakuzy 2025.


sobota, 21 czerwca 2025

Poddawane ocenie (M. Wroniszewska, Matka bez wyboru. O kobietach, które opuściły swoje dzieci)

 

Marta Wroniszewska decyduje się przyjrzeć tematowi ważnemu, choć niekoniecznie nowemu i tak kontrowersyjnemu, jak sugeruje w swojej książce. Tego pierwszego z pewnością nie da się podważyć, to drugie można udowodnić przeglądając chociażby publikacje z kręgu krytyki feministycznej, ale i artykuły pojawiające się niekiedy na łamach tzw. prasy kobiecej. Przypominanie o tym, że matki bywają w takiej sytuacji, która nie pozwala im na opiekę na dzieckiem, że nie zawsze umieją i chcą być matkami, że zdarzają się różne ograniczenia, które uniemożliwiają im pełnienie roli rodzica, wreszcie że istnienie instynktu macierzyńskiego jest co najmniej dyskusyjne, wydaje się potrzebne i niezbędne. Cieszy więc podjęcie takiego tematu przez reporterkę. Szkoda tylko, że efekt, z którym mamy do czynienia, nie do końca daje pewność, czy autorka chciała napisać reportaż, czy może esej, w którym znajdą się przykłady „z życia wzięte”. Książka poprzedzona jest odautorskim wstępem. Budzi on wątpliwości z co najmniej kilku powodów. Nie bardzo rozumiem, po co to absurdalne tłumaczenie się z pisania umieszczać na początku. Nie tyle eliminuje to wątpliwości czytelników, co raczej odsłania silne umocowanie w stereotypach samej autorki. Natkniemy się też na zdanie: „Nie spotkałam żadnej kobiety, która zostawiła dzieci i rodzinę z powodu subiektywnego kaprysu”. Chciałoby się dodać: szkoda i dobrze byłoby w takim razie trochę poszukać. Już samo założenie, że za opuszczeniem dziecka zawsze kryje się tragedia, jest nadmiernym uproszczeniem i podtrzymywaniem stereotypu szczególnego statusu matki. W kontekście porzucenia przez ojca dużo rzadziej rozważa się kwestie „podskórnych tragedii” i łatwiej akceptuje się właśnie ów „subiektywny kaprys”. W trakcie lektury wyraźnie widać, że autorka ma problemy ze znalezieniem właściwego języka dla swojej opowieści. Zbliża się w kierunku narracji eksperckiej, chyba lęka się pokazania, że kobiety również bywają złymi ludźmi, szuka odpowiedzi w tezach dotyczących dysfunkcjonalności rodziny. Niekoniecznie.

 

Marta Wroniszewska, Matka bez wyboru. O kobietach, które opuściły swoje dzieci, Wyd. Czarne, Wołowiec 2025.