Znakomity
portret nienawiści, która rozrastać się może pod opieką tych, którzy rzekomo
stoją po stronie wartości i cywilizacji; intrygujący opis konkurowania na
każdym polu, wyrzekania się tradycji przy jednoczesnym nawiązywaniu do niej, gdy
chodzi o uzasadnienie zbrodni; wreszcie zasługująca na uwagę opowieść o manipulowaniu
religią miłości w taki sposób, by sankcjonowała triumf antyhumanizmu – taka
jest powieść Scholastique Mukasongi. Autorka nie nadużywa środków
stylistycznych, pisze prostym, nieskomplikowanym językiem, tak, jakby
odwoływała się do historii przekazywanej z ust do ust i mającej rangę
przypowieści. Młody wiek bohaterek dodatkowo wzmacnia siłę rażenia przekazu
wpisanego w biografie poszczególnych postaci. Oprócz głęboko pacyfistycznego
przesłania, napiętnowania koniunkturalizmu i fałszywej wiary, ostrzeżenia przed
nienawiścią prowadzącą nie tylko do mordu rzekomych wrogów, ale i do
autodestrukcji, powieść ma w sobie dużo uniwersalizmu. Choć jej akcja rozgrywa
się w Rwandzie, bohaterki uczęszczają do elitarnej szkoły, a pieczę nad
placówką sprawuje Kościół katolicki, to, co wydarzy się w miejscu pozornie
odizolowanym od tego, co podskórnie niszczy społeczeństwo, ma w sobie coś
modelowego. Mukasonga portretuje bowiem mikroświat, który zostaje zniszczony w
wyniku narastającej samowoli i władzy tych, którzy uważają, że należą do tych
lepszych. Ich misją jest oczyszczenie otoczenia z gorszych, niezasługujących, według
nich, na istnienie. To, iż do zbrodni Hutu nad Tutsi dochodzi w miejscu pozornie bezpiecznym, wśród ludzi pozornie cywilizowanych, w świecie pozornie opierającym się na umiłowaniu
wartości, dodatkowo wzmacnia siłę rażenia opowiadanej historii. Nie bez
znaczenia jest też fakt, że oprawczyniami i prowodyrkami zbrodni są dziewczęta,
które odczuwają dumę z eliminacji ze społeczeństwa tych, którzy je zaśmiecają.
Łatwość, z jaką typowo szkolne przywództwo międzyrówieśnicze zamienia się we
władzę pozwalającą decydować o czyimś życiu jest zatrważająca. Mukasonga
opowiada o Rwandzie, ale tak naprawdę nie przestaje zastanawiać się nad
bezinteresownością nienawiści i mordu jako takich. Nie zadaje pytań, nie
oskarża, nie manifestuje buntu. Pozwala wybrzmieć wydarzeniom i dzięki
oszczędności słów symbolicznie wykrzyczeć niemożność ich zrozumienia. Ani
religia i wiara, ani edukacja, ani przynależność do elit, ani wiek i płeć nie
chronią przed złem. Co więcej wszystko to, co mogłoby lub powinno przed nim
chronić, w sprzyjających okolicznościach ułatwia odcięcie się od dobra.
Wystarczy przecież, ta symboliczna scena jest wyjątkowo mocna, zniszczyć twarz
Marii Panny Nilu, wyeliminować w ten sposób rzekome rysy typowe dla mniejszości
i w nowej wersji rzeźby wyeksponować cechy większości. Dominującej, aby nie
było wątpliwości.
Scholastique
Mukasonga, Maria Panna Nilu, przeł. Anna Biłos, Wyd. Czwarta Strona, Poznań
2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz