Reporterska
książka Åsbrink to próba połączenia historii prywatnej z tą, która rozgrywa się
w przestrzeni publicznej. Pomysł autorki na uchwycenie chwili tuż po wojnie,
kiedy jej konsekwencje są wyjątkowo mocno odczuwalne w sensie społecznym,
politycznym i materialnym, nie jest, oczywiście, niczym oryginalnym. Zwłaszcza
że przejściowość momentu końca i początku oraz niemożność uchwycenia tego, co
staje się „już”, stanowi wyjątkowo wdzięczny temat do przeróżnych dywagacji.
Jeśli zderzymy książkę Åsbrink z innymi, które dotyczą tego okresu, jak chociażby
reportaż „1945. Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej czy publikacje historyczne,
„Wielką trwogę” Marcina Zaremby lub „Dziki kontynent” Keitha Lowego, propozycja
ta wydaje się wybrzmiewać mniej sugestywnie. Szwedzka autorka zdaje się stawiać
na zderzenie odnotowywanych niemalże podręcznikowo faktów ze świadomością, że
za nimi idzie zawsze dramat zwykłych ludzi, którzy wbrew realizowanym próbom
wprowadzania nowego porządku długo jeszcze pozostaną w chaosie. Książka,
podobnie jak przywołany wcześniej reportaż Grzebałkowskiej, podzielona jest na rozdziały,
którym odpowiadają kolejne miesiące tytułowego roku. Pośrodku publikacji
znajduje się wyodrębniona część poświęcona historii prywatnej. Spomiędzy wielu
krótkich impresji odnotowujących to, co polityczne, przynależne Wielkiej
Historii, relacjonujące tryb oficjalny nowej rzeczywistości, wyłania się opowieść
dotycząca jednostki. Wokół niej pojawia się szereg wątpliwości, pytań,
niejasności. Subtelność wprowadzenia do książki owej prywatnej historii
odsłania ważność życiorysu każdego i jednocześnie jego nieistotność. Szkoda
trochę, że proporcje zostały rozłożone właśnie w ten sposób. Większe
wyeksponowanie owej jednostkowej opowieści byłoby w moim mniemaniu dużo
ciekawsze niż postawienie na rejestr tego, co w 1947 roku działo się w różnych miejscach
na świecie.
Elizabeth
Åsbrink, 1947. Świat zaczyna się teraz, przeł. Natalia Kołaczek, Wydawnictwo
Poznańskie, Poznań 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz