Monumentalna
powieść Proulx to znakomita metafora tego, w jaki sposób zaczynają się i kończą
marzenia człowieka o lepszym świecie. Najpierw jest często zachwyt i idea,
szacunek dla tego, co może przynieść korzyści i sukces, z czasem zaczyna się
lekceważenie wcześniej niedostępnych dóbr, a z racji podporządkowania trwa
eksploatowanie bez myślenia o tym, co będzie kiedyś. Koncentracja na doraźnym
wzbogaceniu się i przekonanie, że „tu i teraz” jest najważniejsze powodują często
nieodwracalne straty. Nawet gdy dochodzi do opamiętania, zwykle jest już za
późno, a czasu nie da się cofnąć, by naprawić zło, które się już dokonało. Ci,
którzy próbują ograniczyć szkody, traktowani są często jak szaleńcy i wrogowie.
Pomimo tego, że narażają się często na niebezpieczeństwo, ich działania są
zaledwie kroplą w morzu potrzeb. Proulx pokazuje właśnie taki proces. Mamy więc
do czynienia z fascynującą sagą rodzinną. Losy członków familii poznajemy na
przestrzeni kilku setek lat. Dowiadujemy się o różnego rodzaju koligacjach, dla
których podstawą nie zawsze jest miłość, a często korzyści materialne, obowiązujące
normy lub też po prostu wygoda. Obok budowania potęgi firmy specjalizującej się
w przemyśle obserwujemy zmiany zachodzące w społeczeństwie, ale i wśród tych,
którzy rzekomo przybywają z cywilizowanego świata. Z czasem barbarzyństwo (tak,
tak) białych staje się mniej akceptowane. Jesteśmy świadkami rodzenia się
przekonania, że bujny i potężny las jest wieczny, oraz stopniowego odkrywania,
że drzew na drewno może zabraknąć. Proulx nie tylko jednak opowiada o rosnącej
potędze materialnej rodziny i malejących zasobach środowiska naturalnego,
znakomicie niuansuje również relacje między białymi a Indianami oraz akcentuje
przemijanie świata tych ostatnich. Bardzo dobra, choć smutna i
niepozostawiająca złudzeń, powieść.
Annie
Proulx, Drwale, przeł. Jędrzej Polak, Wyd. Czwarta Strona, Poznań 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz