Po
bardzo dobrze przyjętych debiutanckich „Gugułach” oczekiwania wobec kolejnej prozy
Wioletty Grzegorzewskiej były duże. Nic więc dziwnego, że „Stancje” jeszcze
przed ukazaniem się na rynku wydawniczym wzbudzały ciekawość. Czy jednak
autorce udaje się utrzymać podobnie wysoki poziom jak wcześniej i czy proponuje
czytelnikom ponownie coś świeżego, oryginalnego, interesującego językowo? „Stancje”
zaplanowane są jako kontynuacja. O ile „Guguły” były zapisem nieistniejącego
już świata dzieciństwa, o tyle kolejna książka opowiada o losach bohaterki,
która wyjeżdża do Częstochowy na studia. W obu przypadkach Grzegorzewska
koncentruje się na codzienności, w obu odwołuje się do własnych doświadczeń.
Świat sportretowany w „Stancjach” również należy do przeszłości, bo współcześni
studenci funkcjonują w zupełnie innych realiach. Trudno jednak byłoby obronić
tezę, iż mamy do czynienia z książką z jakiegoś powodu wyjątkową. Owszem, to
proza na przyzwoitym poziomie, jednak autobiografizm, który w „Gugułach” był
niewątpliwym atutem, tutaj staje się czynnikiem spowalniającym tempo opowieści
oraz generującym pewnego rodzaju przewidywalność. Jest w tej historii kilka
ciekawych momentów, jak na przykład decyzja o wędrowaniu po mieście mimo
wszystko i deklaratywne odcięcie się od miejsca dzieciństwa, stopniowe
wyzwalanie i obwieszczenie krzykiem momentu uzyskania niezależności, czy
delikatne sygnalizowanie granicy nie do przekroczenia miedzy wsią a miastem. „Stancje”
należy jednak traktować jako dalsze próbowanie się z prozą i szukanie własnej
formy wyrazu. „Guguły” zdecydowanie przyćmiewają historie z czasów studenckich.
Najciekawsze pozostaje zatem pytanie: co dalej?, a więc czekanie na prozę,
która okaże się sprawdzianem talentu Grzegorzewskiej i stanowić będzie odejście
od autobiografizmu.
Wioletta
Grzegorzewska, Stancje, Wyd. W.A.B., Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz