Autobiograficzna
książka Bodor to przejmujące świadectwo dzieciństwa i dorastania w kraju
rządzonym przez dyktatora. Rumunia staje się więzieniem i naznacza stygmatem
wszystkich, którzy tam mieszkają. Rodzina Bodor należy do mniejszości
węgierskiej. Dzięki temu otwiera się przed nimi furtka wolności. Najpierw
ojciec wyjeżdża do Budapesztu, a tam jako przedstawiciel inteligencji aktywnie
włącza się w działalność artystyczną. Potem, aby pielęgnować schorowanego męża,
Rumunię opuszcza matka. Choroba jest, oczywiście, grą. Tak samo jak grą jest
planowane małżeństwo autorki, dzięki któremu uda się jej połączyć z rodziną.
Bodor odtwarza konieczność przyspieszonego dojrzewania. Wyjazd rodziców zmusza
ją do bycia w ciągłej gotowości oraz do narzucania sobie wygórowanych wymagań.
Jednocześnie pozwala jej na dużo odważniejsze gesty od tych, na które mogła
sobie pozwolić, mając obok siebie rodziców – przy nich była dzieckiem, a nie
młodą kobietą. Samotność równa się więc samodzielności. Jest także tożsama z
inicjacją seksualną oraz odkryciem, że aby opuścić kraj, trzeba również
poświęcić pierwszą miłość. Szczególnie interesujące są jednak opisy dotyczące
nauki Bodor w szkole baletowej. Taniec i podporządkowywanie ciała własnej woli
zamienia się w kształtowanie charakteru i tożsamości. Sztuka jest ucieczką od
dyktatury, bo daje złudzenie wolności. Oferuje także narzędzia umożliwiające
skuteczne odgrywanie ról umożliwiających oszukanie systemu. Ten bowiem, co
ostatecznie jest krzepiące, można czasami przechytrzyć.
Johanna
Bodor, Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem, przeł. Irena Makarewicz, Wyd. Świat
Książki, Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz