Reportaż
szwedzkich dziennikarzy to książka, która służyć może jako lekcja poglądowa
dotycząca tego, jak nie należy pisać i czego należy unikać. Pozornie mamy do
czynienia z publikacją bardzo ciekawą. Zachęca okładka, bo wydawca postawił na
oszczędność środków i symbolikę. Zachęca temat – oto wychodzi na jaw, że uchodźcom
tonącym na jednej z łodzi na Morzu Śródziemnym nie udzielono pomocy, choć
zaangażowanie się w ratowanie ludzi było możliwe. Ci, którzy nie zareagowali,
dopuścili się nie tylko rzeczy nieludzkiej w swojej wymowie, ale i złamali
prawo. Zachęca więc również dramatyczna wymowa dziennikarskiego śledztwa oraz
potencjalne uniwersalne przesłanie tego, co się wydarzyło. Niestety, szybko
okazuje się, że dobry temat, ważny problem i oburzenie dziennikarzy nie
wystarczą. „Łódź 370” to jedna z najsłabszych książek o sytuacji uchodźców,
które ukazały się na naszym rynku. Autorzy zdają się zapominać, że to nie oni w
reportażu są najważniejsi. Całkowicie zbędne i literacko wyjątkowo słabe są
opisy emocji dziennikarzy – momentami naiwne, by nie powiedzieć infantylne,
bardzo chaotyczne, odsłaniające irytującą manierę przypadkowości działania i
nieuporządkowania w reakcjach. Również koncepcja całej książki w sensie
formalnym jest mocno wątpliwa. Dominuje tu postawienie na pretensjonalność,
emocjonalność, brak umiejętności myślenia długofalowego oraz zapis, który
przypomina notatki licealistki, a nie opis wydarzeń przygotowany przez dziennikarzy.
Reportaż – pomyłka.
Annah
Björk, Mattias Beijmo, Łódź 370. Śmierć na Morzu Śródziemnym, przeł. Irena
Kowadło-Przedmojska, Wyd. Agora, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz