Powieść
Roberta Rienta rozczarowuje. Widać, że autor chciał napisać utwór ambitny,
jednak zdecydowanie mu się to nie udało. „Duchy Jeremiego” to powieść z gatunku
tych, które można by określić literaturą popholokaustową. Autor wykorzystuje
tematy trudne, rodzinne i historyczne traumy, po to, by wywołać oczywistą
reakcję czytelnika. Powieść z założenia ma wzruszać i eliminować ewentualny
odbiór krytyczny. Mamy bowiem do czynienia z narracją dwunastoletniego chłopca,
który zmierzyć się musi z ostatecznością i informacjami wcześniej przed nim
ukrywanymi. Pozorowana naiwność młodego narratora literacko jest mało
przekonująca. Jeremi zetknie się ze śmiercią i to w zwielokrotnionym wydaniu –
dowie się o zesłaniu dziadka na Syberię, obserwować będzie zmaganie się
staruszka z utratą pamięci; przyjmie informację o Zagładzie jako części
biografii babki oraz o obozach koncentracyjnych, o których opowie mu przyjaciółka
rodziny, pani Maria; obserwować będzie ciotkę, lesbijkę, która właśnie rozstała
się z partnerką. Największym zaskoczeniem dla chłopca okaże się jednak
informacja, że jest Żydem, a największym cierpieniem choroba nowotworowa matki
i jej odejście. Nagromadzenie tych wszystkich faktów nazbyt blisko siebie wywołuje
efekt przesady i karykaturalności. To, co miało wzruszać i poruszać, irytuje.
Rient nie potrafi dawkować napięcia, przekonująco opisać egzystencjalnego
niepokoju, ma również trudności z posługiwaniem się dziecięcą optyką. Nie umie niuansować
opisywanych traum. Powieść wtórna, wybrzmiewająca fałszywymi tonami, instrumentalnie
grająca tematyką Zagłady i choroby – tak można by skwitować tę książkę. Jeśli
miała to być proza artystyczna, to ów zamysł się nie udał. „Duchy Jeremiego” to
zaledwie przeciętna powieść popularna, która z racji problematyki stara się być
czymś więcej. Odradzam.
Robert
Rient, Duchy Jeremiego, Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz