Fowler
proponuje czytelnikom opowieść, która nie tylko wzrusza, zaskakuje, ale i prowokuje
do zadania sobie kilku ważnych pytań. Powiedzenie, że historia ta jest
opowieścią o zranionej, złamanej przez kłamstwo rodzinie, stanowi zaledwie
część prawdy. Pisarka postanawia bowiem zmierzyć się z dużo głębszymi pokładami
traumy, zawiedzionego zaufania, koszmaru, którego nie da się cofnąć, wreszcie
ostateczności, z którą tak do końca nie da się pogodzić. W trakcie lektury
książki czytelnik jest cały czas zaskakiwany. Kiedy wydaje się, że już wszystko
wiadomo, ujawnione zostają kolejne fakty, które odwracają wszystko do góry
nogami. Zasadne wówczas staje się zastanowienie nad granicami winy i kary.
Portretowane przez Fowler postaci, niezależnie od tego, czy należą do świata ludzi,
czy do świata zwierząt, zachowują się bardzo podobnie – kochają, nienawidzą,
naśladują się wzajemnie, zdradzają, rozpaczają, przeżywają dramat kłamstwa, który
burzy wszystko to, co wcześniej zbudowano i co wydawało się trwałe. Główna bohaterka
powieści, Rosemary Cooke, pozornie wydaje się całkiem przeciętną dziewczyną z
problemami. Nie spodziewamy się tego, co przed nami się odsłoni, a specyfika
przeżyć młodej kobiety utrudnia nam utożsamienie się, jednocześnie wywołując
smutek, przerażenie i współczucie. Fowler, wbrew temu, co można by sądzić na
podstawie tego, co napisałam powyżej, nie epatuje okrucieństwem, nie zmusza do
bycia świadkiem koszmaru trudnego do wyobrażenia. Zarówno wtedy, gdy opowiada o
maskach włożonych przez członków rodziny, jak i wówczas, gdy zostajemy
dopuszczeni do tajemnicy, pozostaje delikatna, dyskretna, a przez to niezwykle
wymowna. Kluczowym elementem biografii Rosemary i całej rodziny jest zniknięcie
Fern. O siostrze, traktowanej wcześniej jak bliźniaczka bohaterki, nikt nic nie
mówi. Jej istnienie, a następnie nieistnienie, stają się tematem tabu.
Dowiedzenie się, kim była Fern, na co zgodzili się w imię nauki rodzice
Rosemary, co zrobiła bohaterka, a co odkrył później jej brat, to kluczowe
elementy tego poruszającego, budzącego niepokój, rozdrapującego rany dramatu. Jesteśmy
świadkami mniej lub bardziej skrywanej tragedii matki, która traci tę, którą
uważała za swoje dziecko, ojca, który próbuje uzasadniać wszystko nauką i
koniecznością, syna, który odkrywa prawdę i nie może znieść jej koszmaru,
wreszcie córki, która wypiera wszystko z pamięci, uciekając od wiedzy,
wspomnień i poczucia winy. To znakomita powieść o granicach, które gotowi jesteśmy
przekroczyć, by uwierzyć w międzygatunkowe więzi, o bólu, którego nie da się
ukoić, bo na zawsze jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswoimy, o zapomnieniu,
które niczego nie załatwia, bo pamięć i tak upomni się o swoje, sprawi, że
przeszłość zaboli, ale i da ukojenie. Bardzo dobre.
Karen
Joy Fowler, Nie posiadamy się ze szczęścia, przeł. Kamila Sławińska, Wyd.
Poradnia K, Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz