Koniec
świata w wydaniu Pilcha ma wymiar szczególny. Autor pozostaje wierny
stylistyce, jaką uprawiał przez lata, jednocześnie poszerza swoje refleksje o
mocny, a właściwie z utworu na utwór mocniejszy, rys autoironiczny. Spełniona
Apokalipsa opisana w powieści niejednokrotnie więc wywoła śmiech w trakcie
lektury. Pilch jest w tej powieści inteligentny, literacko bez zarzutu, ironiczny,
nieco cyniczny nawet, zabawny. Pisze prozę w eseistycznym tonie lub, inaczej
rzecz ujmując, esej w literackiej odsłonie przypowieści na opak. „Żywego ducha”
to proza przemyślana, powracająca do dobrze znanych z twórczości autora
motywów, udowadniająca sens ciągłości, daleka od wtórności. Na szczególną uwagę
zasługują te fragmenty, które dotyczą przemijania ciała i trwałości ducha oraz
samotności pisarza. Kwestia pierwsza wiąże się z chorobą, starzeniem się,
uważniejszym wsłuchiwaniem się w siebie, fizycznym odczuwaniem własnej
kruchości. Druga natomiast to znakomite, bo odarte z patosu, błyskotliwe i
zabawne refleksje dotyczące niemożności pisania dla samego siebie i
konieczności posiadania czytelników. W świecie, w którym braknie odbiorców, a
pisarz pozostaje sam, literatura przestaje mieć sens. Pilch pisze więc tak
naprawdę niezwykle interesujący manifest dekonstruujący ocalenie tkwiące w
słowie. To komunikacja jest podstawą przetrwania. Człowiek potrzebuje drugiego
człowieka po to chociażby, by zademonstrować własne istnienie. Bardzo dobre.
Jerzy
Pilch, Żywego ducha, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz