To
nie jest kryminał, choć początkowo wszystko na to wskazuje. Mamy przecież
pobitego chłopaka, który w wyniku odniesionych obrażeń umiera. Mamy też
uprzedzenie i pogardę białych Amerykanów w stosunku do tych, którzy są
Indianami. Pochodzenie może więc wykluczać ze społeczeństwa, zwłaszcza wtedy,
gdy mamy do czynienia z elitarnymi bractwami studenckimi na amerykańskich uczelniach.
To nie jest romans, choć początkowo wszystko na to wskazuje. Mamy bowiem zdradę
i chęć przerwania związku, który się wypala. Jest namiętny seks i przekonanie,
że oto rozpoczyna się coś pięknego. Ale autorka unika zgranych konwencji.
Wyraźnie nie chce, aby jej powieść kwalifikowała się w sposób oczywisty do
literatury kryminalnej i tzw. kobiecej. Interesują ją mniej oczywiste
rozwiązania, choć aby pokazać skomplikowane relacje łączące Sarę i Bena,
wykorzysta motyw prywatnego śledztwa, winy, która nie może zostać wyznana,
przebaczenia, które nie może być tak do końca pełne. W efekcie powieść, która
mogłaby być jeszcze jedną odsłoną literatury popularnej, staje się czymś więcej
– refleksją na temat odpowiedzialności za siebie i tych, którym wyznajemy
miłość, próbą zastanowienia się nad rolą przypadku i nie zawsze możliwym
przewidzeniem konsekwencji czynów, wreszcie rodzajem opowiedzenia się po
stronie obowiązku i lojalności jako tego, co ostatecznie porządkuje codzienność.
T.
Greenwood, Roziskrzony świat, przeł. Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik, Wyd. W.A.B.,
Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz