Joanna
Szwechłowicz po raz kolejny opowiada barwnie o śledztwie, które więcej nam mówi
o społeczeństwie i panujących obyczajach, niż o samej zbrodni. Morderstwo jest
w tym wypadku pretekstem do sportretowania typów ludzkich oraz odtworzenia
atmosfery, która ze względu na uprawiany przez autorkę gatunek, jest może
trochę „zakurzona”, ale jednocześnie wyjątkowo świeża i zabawna. „Siła wyższa”
to trzeci kryminał retro w dorobku warszawskiej pisarki. Mamy rok 1939. Kiedy
niespodziewanie znika proboszcz pewnej poznańskiej parafii, ojciec Aleksander
Herbst i ojciec Florian Myszkowski mają za zadanie dyskretnie przyjrzeć się
sprawie. Na uwagę zasługuje przeprowadzona przez Szwechłowicz charakterystyka
postaci. Opisanie obu zakonników okazuje się tak naprawdę portretem tego, co
dobre i niepokojące w Kościele. Jeśli przyjrzymy się rozmowie bohaterów z
wiekową gospodynią zaginionego proboszcza, szybko okaże się, że sposób
wyznawania przez nią religii katolickiej jest wyjątkowo współczesny w swoim wybiórczym
traktowaniu danych dogmatów i autorytarnym definiowaniu, jakie prawdy wiary są
nazbyt liberalne. Poruszając się tropem poszukiwanego kapłana, zakonnicy
docierają do pensjonatu w Krynicy. Oczywiście, występują incognito. Również w
przypadku osób mieszkających w pensjonacie Szwechłowicz udają się celne i
zabawne charakterystyki postaci. Trup pojawia się dosyć szybko. Nie trzeba więc
już szukać zaginionego, dużo ważniejsze jest wskazanie sprawcy zbrodni. Pisarka
zgrabnie wykorzystuje motyw zagadki zamkniętego pokoju. Nie od razu wiadomo, że doszło do morderstwa. Wszyscy są podejrzani,
krąg osób jest zamknięty, a zakonnicy metodą dedukcji wskazują winnego. W tle
prowadzonego śledztwa cały czas istotne jest to, w jaki sposób pojawiające się
w powieści osoby odnoszą się do katolicyzmu, roli pełnionej przez księży,
wreszcie wieloznacznego określenia posługa boża.
Joanna
Szwechłowicz, Siła wyższa, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz