Reportaż
Szabłowskiego poświęcony rzezi wołyńskiej zasługuje na uwagę choćby z tego
powodu, że publikacji na temat tego wydarzenia ciągle jest zbyt mało i zbyt
niska jest świadomość społeczna dotycząca dramatu sąsiedztwa przyjaznego
zamienionego w sąsiedztwo zagrażające. Autorowi udaje się pokazać dostrzegalny
także w wypadku tego wydarzenia schemat działań typowy dla ludobójstwa. Mamy
więc najpierw pojedyncze akty agresji, mamy postulat oczyszczenia z obcych i marzenie
o państwie czystym narodowo, mamy rodzący się niepokój, niechęć i nienawiść
między wcześniejszymi sąsiadami, mamy deklarowane niedowierzenie ze strony
przyszłych ofiar, które są przekonane, że najgorsze nie może się wydarzyć, mamy
nakaz eliminacji i zagrożenie, że w razie niewykonania rozkazu śmierć dotknie
tego, kto się zbuntuje, mamy wreszcie bestialstwo i barbarzyństwo w stosunku do
ludzi niewinnych, raptem odczłowieczonych, skazanych na bycie zwierzyną łowną.
Szabłowski rezygnuje z oczywistej wizji świata. Interesuje go rzeczywistość
dużo bardziej skomplikowana niż zrekonstruowanie opisów mordów i tortur. Skupia
się na tych, których ocalono z rzezi, którzy pomagali i którzy pielęgnują
pamięć dobrego sąsiedztwa. Znaczna część książki jest poświęcona losom Polaków,
ale reporter, będąc wiernym owej idei możliwie całościowego przedstawienia,
skupia się również na doświadczeniach Żydów oraz Czechów. Pytanie, które
pozostaje ważne w tle właściwie każdego przytoczonego tutaj świadectwa, dotyczy
ludzkich wyborów i tego, na ile w chwili próby jesteśmy w stanie i chcemy
ochronić swoje człowieczeństwo. Powyżej sformułowana kwestia zostaje w książce
Szabłowskiego zniuansowana. Nie chodzi w tym wypadku o kategoryczne „zabijam
lub pomagam”, ale także o zaniechanie pewnych czynów, próbę perswazji w stosunku
do morderców, ucieczkę przez triumfującym złem, chwilę zadumy nad tym, co
właśnie się dzieje, niechęć przed używaniem kradzionych od ofiar przedmiotów,
szacunek dla ziemi, w której spoczywają zmarli i odmowę uprawiania tam warzyw.
Reportaż Szabłowskiego to opowieść o jeszcze jednym złu, które człowiek
zafundował drugiemu człowiekowi, ale i historia niepokonanego jednak do końca
dobra. Tak, jak wspomniałam, książka ta z pewnością należy do ważnych lektur,
przedstawiając przeszłość ciągle żywą w teraźniejszości. Jednocześnie trzeba w
tym miejscu wspomnieć o niektórych niedociągnięciach. Razi miejscami język,
jakim posługuje się reporter. O ile sentymentalne opisy we wspomnieniach
bohaterów są jak najbardziej uzasadnione, o tyle podobne fragmenty w tekście
odautorskim już niekoniecznie. Publikacja nie jest też chyba do końca
przemyślana kompozycyjnie. Umieszczona pod koniec książki opowieść Ukrainki,
która sprząta w Polsce i odczuwa ze strony naszych rodaków niechęć, wydaje się
nieco przypadkowa w kontekście tego, co czytamy wcześniej.
Witold
Szabłowski, Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia, Wyd. Znak, Kraków 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz