Najnowszą
powieść Plebanek z pewnością można uznać za jedną z bardziej udanych w jej
dorobku. W moim prywatnym rankingu obok „Pani Furii” w pierwszej trójce byłyby jeszcze
„Dziewczyny z Portofino” i „Przystupa”. Autorka sięga zresztą i w tym przypadku
do wątków, które od dawna ją interesują. Uważny czytelnik dostrzeże
powtarzający się motyw poszukiwania i definiowania własnej tożsamości,
refleksję nad trudnościami z odnalezieniem się w świecie, który ma być nasz, a
jest ciągle obcy, temat trudnej wspólnoty kobiet, a także konieczności
dokonywania niełatwych wyborów w przestrzeni, która naznaczona jest prywatnością.
W „Pani Furii” natkniemy się więc na to wszystko, co u Plebanek już było, choć
autorka poprzez inną biografię głównej bohaterki nada owej powtarzalności nową
jakość. Alia jest dzieckiem, kiedy opuszcza Kongo i przeprowadza się do Belgii.
Jesteśmy świadkami jej dorastania. Opowieść zyskuje więc wymiar inicjacyjny.
Alia uczy się tego, jak ważny jest język – dzięki niemu można mieć władzę i
siłę, bez niego można podtrzymywać bezradność i słabość. To najważniejsza
nauka, jaka zapamięta od ukochanego ojca, którego ostatecznie prawie zapomni,
gdy ten wyjedzie na chwilę do Konga i już nigdy nie wróci. Bohaterka zostanie
zmuszona do matkowania swoim braciom. Właściwie zostanie jej odebrane
dzieciństwo. Będzie próbowała doświadczyć przyjaźni mimo wszystko, szybko
jednak nauczy się, że każda naznaczona bliskością relacja z drugim człowiekiem
skazana jest na porażkę. Przyspieszone dojrzewanie wiązać się będzie ze
świadomością nieustannego toczenia walki. Ojciec nauczy ją boksu, matka pokaże
jej, że rodzicielska miłość może być tylko złudzeniem, a ciotka uświadomi, że
kobieta musi być niezależna. Alia będzie więc wiedziała, że ostatecznie może
liczyć przede wszystkim na siebie. Zawiedzie ją ojciec, który nie wróci, matka,
która okazywać będzie obojętność, bracia, którzy pójdą swoją drogą i rozpoczną
swoje życie, kolejni mężczyźni, dla których nazbyt często jej kolor skóry
będzie istotny, wreszcie koledzy z policji, których wybierze, zaufa im, a następnie
odkryje, że wspólnota ta może ją tylko prowadzić ku katastrofie. Dużym atutem
powieści Plebanek jest otwarte zakończenie, które zostawia czytelników w
niepewności, jaką decyzję podjęła bohaterka i co uczyniła ze swoją agresją.
Pytanie o obcość – jej granice, możliwość wyrugowania lub oswojenia, wreszcie o
wynikające z niej ograniczenia – staje się kluczowym zagadnieniem obecnym cały
czas w tle opowiadanej historii. Równie istotne jest pytanie o zło, które
akceptujemy, od którego odwracamy wzrok, na które się zgadzamy. Nie bez powodu
Alia wchodząc w rolę bajarki i gawędziarki jednocześnie mówi o sobie „ja, pani
Furia zewsząd”. Kongo jest dla niej tak naprawdę obcym miejscem, niewiele
pamięta ze wczesnego dzieciństwa. Belgię traktuje jako swój dom, ale i tutaj
nie jest do końca u siebie. Kolor skóry determinuje to, w jaki sposób jest
postrzegana. Plebanek po raz kolejny udowadnia, że uprawiając tzw. powieść
kobiecą, ucieka od tego wszystkiego, co powoduje, iż pojęcie to kojarzy się z
banalnością treści i języka. „Pani Furia” to przykład kobiecej literatury
środka, w której określenie „kobieca” niesie wiele intrygujących znaczeń i
zmusza do przewartościowania oczywistych skojarzeń. Takie przykłady literatury
popularnej należy więc z przekonaniem polecać.
Grażyna
Plebanek, Pani Furia, Wyd. Znak, Kraków 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz