poniedziałek, 19 września 2016

„Ja, pani Furia zewsząd” (G. Plebanek, Pani Furia)

Najnowszą powieść Plebanek z pewnością można uznać za jedną z bardziej udanych w jej dorobku. W moim prywatnym rankingu obok „Pani Furii” w pierwszej trójce byłyby jeszcze „Dziewczyny z Portofino” i „Przystupa”. Autorka sięga zresztą i w tym przypadku do wątków, które od dawna ją interesują. Uważny czytelnik dostrzeże powtarzający się motyw poszukiwania i definiowania własnej tożsamości, refleksję nad trudnościami z odnalezieniem się w świecie, który ma być nasz, a jest ciągle obcy, temat trudnej wspólnoty kobiet, a także konieczności dokonywania niełatwych wyborów w przestrzeni, która naznaczona jest prywatnością. W „Pani Furii” natkniemy się więc na to wszystko, co u Plebanek już było, choć autorka poprzez inną biografię głównej bohaterki nada owej powtarzalności nową jakość. Alia jest dzieckiem, kiedy opuszcza Kongo i przeprowadza się do Belgii. Jesteśmy świadkami jej dorastania. Opowieść zyskuje więc wymiar inicjacyjny. Alia uczy się tego, jak ważny jest język – dzięki niemu można mieć władzę i siłę, bez niego można podtrzymywać bezradność i słabość. To najważniejsza nauka, jaka zapamięta od ukochanego ojca, którego ostatecznie prawie zapomni, gdy ten wyjedzie na chwilę do Konga i już nigdy nie wróci. Bohaterka zostanie zmuszona do matkowania swoim braciom. Właściwie zostanie jej odebrane dzieciństwo. Będzie próbowała doświadczyć przyjaźni mimo wszystko, szybko jednak nauczy się, że każda naznaczona bliskością relacja z drugim człowiekiem skazana jest na porażkę. Przyspieszone dojrzewanie wiązać się będzie ze świadomością nieustannego toczenia walki. Ojciec nauczy ją boksu, matka pokaże jej, że rodzicielska miłość może być tylko złudzeniem, a ciotka uświadomi, że kobieta musi być niezależna. Alia będzie więc wiedziała, że ostatecznie może liczyć przede wszystkim na siebie. Zawiedzie ją ojciec, który nie wróci, matka, która okazywać będzie obojętność, bracia, którzy pójdą swoją drogą i rozpoczną swoje życie, kolejni mężczyźni, dla których nazbyt często jej kolor skóry będzie istotny, wreszcie koledzy z policji, których wybierze, zaufa im, a następnie odkryje, że wspólnota ta może ją tylko prowadzić ku katastrofie. Dużym atutem powieści Plebanek jest otwarte zakończenie, które zostawia czytelników w niepewności, jaką decyzję podjęła bohaterka i co uczyniła ze swoją agresją. Pytanie o obcość – jej granice, możliwość wyrugowania lub oswojenia, wreszcie o wynikające z niej ograniczenia – staje się kluczowym zagadnieniem obecnym cały czas w tle opowiadanej historii. Równie istotne jest pytanie o zło, które akceptujemy, od którego odwracamy wzrok, na które się zgadzamy. Nie bez powodu Alia wchodząc w rolę bajarki i gawędziarki jednocześnie mówi o sobie „ja, pani Furia zewsząd”. Kongo jest dla niej tak naprawdę obcym miejscem, niewiele pamięta ze wczesnego dzieciństwa. Belgię traktuje jako swój dom, ale i tutaj nie jest do końca u siebie. Kolor skóry determinuje to, w jaki sposób jest postrzegana. Plebanek po raz kolejny udowadnia, że uprawiając tzw. powieść kobiecą, ucieka od tego wszystkiego, co powoduje, iż pojęcie to kojarzy się z banalnością treści i języka. „Pani Furia” to przykład kobiecej literatury środka, w której określenie „kobieca” niesie wiele intrygujących znaczeń i zmusza do przewartościowania oczywistych skojarzeń. Takie przykłady literatury popularnej należy więc z przekonaniem polecać.


Grażyna Plebanek, Pani Furia, Wyd. Znak, Kraków 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz