Książka
Moniki Braun to intrygujące połączenie biografii intymnej, spotkania autorki ze
światem, którego już nie ma, fascynującej refleksji o zmaganiach z pamięcią i
zapominaniem, wreszcie artystycznego świadectwa i minialbumu malarstwa. Ta
wielość form powoduje, że publikację tę czyta się z prawdziwym
zainteresowaniem. Warto docenić wrażliwość autorki, umiejętne, bo dyskretne
odwoływanie się do przyjaźni z opisywaną artystką, wreszcie konsekwencję w
zadawaniu pytań i próbowaniu dotarcia do śladów, których nie tylko nie ma w
materialnym wymiarze, ale i czasami zniknęły z pamięci. Książkę Braun możemy
więc czytać jako opowieść o skomplikowaniu żydowskiego i polskiego losu.
Autorka mocno akcentuje bolesny fakt zniknięcia po II wojny światowej nie tylko
społeczności żydowskiej, ale i ciągle żywe tendencje antysemickie oraz niełatwe
zmagania z przeszłością tych, którzy ocaleli. Zagłada staje się doświadczeniem
znaczącym i definiującym także dla tych, którzy jak rodzice tytułowej Mony o
niej nie rozmawiają. Holocaust jest także przymusem wyrzeczenia się
przeszłości. Nic po niej nie pozostaje, co Braun znakomicie ujmuje w dramacie
tych, którzy przeżyli. Czas miniony jest także czasem tożsamości, która musi
ulec przedefiniowaniu. Mona Jankielewicz staje się Mirą Jankielewicz, następnie
Mirą Żelechower i za sprawą małżeństwa Mirą Żelechower-Aleksiun. Kolejne
wcielenia oddzielają dramat zabicia ojca przez Niemców, doświadczenie
repatriacji, akceptację ojczyma i stawanie się artystką. Na uwagę zasługuje
wątek relacji między matką a córką. Ta pierwsza zachowa po czasie sprzed wojny
tylko jedną trwałą pamiątkę – obraz namalowany przez siebie i przedstawiający
widok z okna. Przez wiele lat będzie marzyć o malowaniu i pozostanie przekonana,
że doświadczeniem artystycznym nie da się dzielić i nie można go przeżyć za
kogoś. Z kolei Mona stanie się znaną malarką, świadomie przeżywającą w swojej
sztuce to, co kształtuje jej osobowość, a więc m.in. chrześcijaństwo i judaizm.
Braun pozostaje wrażliwa na przedmioty. Pyta o to, co pozostało, szuka,
metaforycznie dotyka, nie przestaje drążyć, bo wie, że szalik, jaki został po
ojcu Mony, zniszczone i zużyte farby, jakie zabiera ze sobą jej matka, kilka
zdjęć to dowody istnienia i materialne ślady pamięci. Otwierają na to, co było
i zmuszają do zmierzenia się z echem wydarzeń sprzed lat na nowo. Milczenie
wcale nie oznacza przecież zapomnienia. Bywa inną formą krzyku. Monika Braun
pisze językiem poetyckim, miejscami bardzo malarskim, znakomicie komponującym
się z szeregiem wątpliwości dotyczących własnej biografii, o jakich wspomina
bohaterka jej książki. Znakomitym uzupełnieniem fascynującej historii Mony
stają się reprodukcje jej prac. Artystka chętnie korzysta z intensywnych barw,
dokumentuje ważne momenty własnego życia, nadając im ton uniwersalny, wpisuje
człowieka w grupę ludzi tworzących rodzaj łańcucha nurzającego się w chaosie,
zabawie, chwili zapomnienia. Szczególnie interesujący wydaje się cykl „Wszystko
się łączy”. Co ciekawe, kolejne obrazy artystki korespondują z tym, co opisuje
Braun. Człowiek i jego przeżycia, pokazany często jako drobina na tle pustej
przestrzeni znaczonej intensywnym kolorem, staje się wyznacznikiem nadziei, ale
i częścią czegoś większego, co czasami go przerasta i czemu trzeba się poddać.
Książkę Braun można również czytać jako świadectwo życia artystycznego
Wrocławia oraz powojennych relacji w społeczności żydowskiej. Religijne
poszukiwania Mony opisane zostają z delikatnością i całym swoim
skomplikowaniem. Szybko bowiem okazuje się, że spotkanie z Bogiem bywa również
mierzeniem się z pamięcią – tą cudzą, tą dziedziczoną i tą dotychczas
nieoswojoną.
Monika
Braun, Mona. Opowieść o życiu malarki, Wyd. Via Nova, Wrocław 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz