On
i ona, zawsze razem, rozumieją się bez słów, spragnieni swojej obecności, choć
dający też sobie przyzwolenie na samotność lub relację z kimś innym –
przybywają z Paryża do Moskwy. Czeka na nich córka mężczyzny z innego związku,
która rozumie się świetnie nie tylko z ojcem, ale i z jego wieloletnią życiową
partnerką. Nie ma większego znaczenia, że kobiety nie przeszły na ty, bo darzą
się szacunkiem i szczerą sympatią. Pozornie więc pobyt w stolicy Rosji
zapowiada się sielankowo, zwłaszcza że francuska para nie odwiedza Rosji w
celach zawodowych. Obmyślane są więc wycieczki, rozmawia się dużo o miłym
spędzaniu czasu i zobaczeniu jak najwięcej, zwiedzaniu towarzyszy obserwowanie
miejsc i ludzi. Bohaterowie szybko dostrzegają różnice między Wschodem a
Zachodem. Obcokrajowcy traktowani są zresztą inaczej, gorzej, co zostaje kilka
razy podkreślone. Kawiarnie w niczym nie przypominają francuskich kafejek,
restauracje oferują czasami niemalże niejadalne potrawy, a wezwanie taksówki graniczy
z cudem. Polityczność krytycznych spostrzeżeń nie jest zbyt mocno akcentowana,
jednak jeśli weźmiemy pod uwagę, że i Sartre, i de Beauvoir, zafascynowani
komunizmem, odwiedzali Rosję, można pokusić się o stwierdzenie, że jest w
podróży bohaterów jakieś echo wypraw autorki i jej partnera. Wątkiem, który
wysuwa się na plan pierwszy jest starość oraz braki w komunikowaniu. Ona i on
dużo rozmyślają, analizują własne słabości, mierzą się z upływem czasu, bo choć
mentalnie mają mniej więcej po czterdzieści lat, faktycznie są
sześćdziesięciolatkami. Refleksja o przemijaniu dotyczy nie tylko ograniczeń typowo
fizycznych, ale i idei oraz możliwości mierzenia się z różnymi wyzwaniami. Milczenie
nie jest końcem uczucia, ale staje się jednym z etapów miłości. To wszystko, co
bohaterowie mają obmyślone, musi zostać wypowiedziane, a adresatem słów musi
być drugi człowiek. Bez tego nie da się ocalić miłości, a jak dowiemy się z
kart książki, trudno jest nienawidzić tego, kogo się kocha. Lęki i niepokoje,
które wcześniej dzielą i niszczą bliskość, okazują się wspólne dopiero wtedy,
gdy zostają głośno wypowiedziane. Dzięki słowom zaklinana jest złość, niechęć,
rozczarowanie i wszystkie inne negatywne emocje powstałe tylko dlatego, że nie
starczyło chęci, by wyjaśnić nieporozumienie. Ta niewielka objętościowo książka
niesie wiele ponadczasowych znaczeń, dzięki temu pozostaje nadal aktualna, choć
świata portretowanego przez de Beauvoir dawno już nie ma. Warto!
Simone
de Beauvoir, Pewnego razu w Moskwie, przeł. Paulina Błaszczykiewicz, wstęp: Eliane Lecarme-Tabone, Wyd.
Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz