To
kolejna pozycja z historycznej serii wydawnictwa Czarne, która nie tylko mierzy
się z nieoczywistymi tematami nie tak odległej przeszłości, ale i jest świetnie
napisana. „Czas Kondora” to zapis dziennikarskiego śledztwa będącego efektem
wielu rozmów oraz przeanalizowania dokumentów, które niemalże cudem udało się
odkryć lub całkiem niedawno zostały odtajnione. Ten ostatni fakt wydaje się
kluczowy dla całej opowieści, gdyż Dinges nie ukrywa, że wraz z wynegocjowaną
amnestią twórcy południowoamerykańskich dyktatur wojskowych zadbali też o to,
by zniszczyć archiwa swoich win. W końcowych partiach książki autor
rekonstruuje dwie sytuacje, kiedy dzięki determinacji zwykłych ludzi – w pierwszym
przypadku dziennikarki, w drugim byłego torturowanego więźnia – udaje się
dotrzeć do niezwykle ważnych świadectw czasów mroku i terroru. Dinges zajmuje
się tematem słabo znanym i opisanym, a mianowicie tzw. Operacją Kondor. Za
moment założycielski tej zbrodniczej i wspólnotowej inicjatywy dziennikarz
uznaje przejęcie władzy w Chile przez Pinocheta. Ideowa walka z komunizmem,
która nie tylko w Chile, ale i chociażby w Argentynie, Urugwaju, Brazylii, Paragwaju
czy Boliwii, stała się tak naprawdę usankcjonowaniem tortur, porwań, zaginięć
bez śladu i po prostu morderstw, odsłania w tej publikacji swoje szczególnie
mroczne oblicze. O wsparciu Stanów Zjednoczonych dla tej walki wiadomo nie od
dziś, jednak przytoczone przez Dingesa dokumenty oraz świadome zaniechanie
urzędników, dyplomatów i agentów amerykańskich przeraża i pokazuje, jak
cyniczna bywa polityka międzynarodowa, w której bez mrugnięcia okiem sprzedaje
się życie zwykłego człowieka. Operacja Kondor była porozumieniem dyktatur
wojskowych Chile, Argentyny, Brazylii, Urugwaju, Boliwii i Paragwaju
umożliwiającym wymianę informacji „oraz przekazywanie sobie więźniów z kraju do
kraju (fazy „pierwsza” i „druga”)” (s. 343), a także „organizowanie zabójstw
poza obszarem Ameryki Łacińskiej” (s. 343) (faza „trzecia”). Dwa pierwsze
rodzaje aktywności nie spotkały się z protestem Stanów Zjednoczonych, dopiera
trzecia wzbudziła niepokój, choć nie przerodził się on w zdecydowany protest.
Dinges pokazuje, jak połączenie amerykańskiego przyzwolenia na rzekomą walkę z
terroryzmem zbudowało podwaliny pod niewyobrażalny terror oraz symboliczne i
dosłowne zranienie społeczeństwa na lata. Do dzisiaj sprawy te są niezałatwione
do końca, ale, co Dinges szczególnie mocno akcentuje, powoli coś się zaczyna
zmieniać. Zwiastunem nowego było to, co zrobili Hiszpanie, a mianowicie oparcie
się „na jasnej i prostej zasadzie prawa międzynarodowego, stanowiącej, że czyny
szczególnie oburzające, które urastają do poziomu zbrodni przeciwko ludzkości –
jak te popełnione przez hitlerowców w czasie II wojny światowej, które na
zawsze wryły się w świadomości rodzaju ludzkiego – podlegają jurysdykcji
powszechnej. Innymi słowy, jeśli państwo, w którym popełniono zbrodnię, nie
jest w stanie albo nie chce pociągnąć jej sprawców do odpowiedzialności, może
to uczynić jakiekolwiek inne państwo” (s. 55). W tym przypadku niechlubne
pierwszeństwo przypada również Pinochetowi. Z czasem, o czym dowiadujemy się z
końcowych partii książki, zbrodniarzami z okresu dyktatur wojskowych zaczęły
się także zajmować sądy w ich ojczystych krajach. Historię Operacji Kondor
czytałoby się, jak pasjonującą opowieść szpiegowsko-sensacyjną, gdyby nie była to
straszna i smutna prawda. Fakt, iż tyle lat zbrodniarze byli bezkarni, pokazuje
to, co nie od dziś wiadomo, że zło da się bardzo szybko i łatwo usankcjonować,
a siła i terror są gotowe zniszczyć każdego bez wyjątku.
John
Dinges, Czas Kondora. Jak Pinochet i jego sojusznicy zasiali terroryzm na
trzech kontynentach, przeł. Tomasz Fiedorek, Wyd. Czarne, Wołowiec 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz