Jakub
Małecki od pewnego czasu pisze jedną i tą samą powieść – zapoczątkowaną znakomitym
„Dygotem”, kontynuowaną interesującymi „Śladami” i realizowaną w niebanalnej „Rdzy”.
O ile jednak lektura wspomnianego „Dygotu” miała w sobie dużą dawkę świeżości i
niebanalności, o tyle w przypadku najnowszej książki autora trudno oprzeć się
wrażeniu, iż po raz kolejny wstępujemy do tej samej rzeki. Wrażenia są równie
pozytywne, bo Małecki trzyma poziom, jednak przekaz „Rdzy” wybrzmiewałby dużo
mocniej bez znajomości wymienionych powyżej tytułów. Powieść może więc się
spodobać tak po prostu – gdy dla czytelnika będzie to pierwsze spotkanie z tym
rodzajem historii u Małeckiego, może też jednak wywołać korzystne wrażenie z
koniecznością dopowiedzenia rozpoczynającego się od „ale” – to wtedy, gdy
lektura książki nazbyt szybko przypomni atmosferę sportretowaną w „Dygocie”.
Choć pozostaję admiratorką takiego akurat pisania Małeckiego, ciekawa jestem
jego kolejnego utworu i tego, czy uda mu się pozostać przy konwencji powieści
psychologiczno-obyczajowej, ale jednocześnie znaleźć odmienną od dotychczasowej
formę wyrazu. Dzieciństwo głównego bohatera „Rdzy” naznaczone jest z jednej
strony pamięcią utraconej beztroski, z drugiej koniecznością odnalezienia się w
specyficznym półśnie, w którym się znajduje. Śmierć rodziców staje się
początkiem nowego etapu w życiu. Odtąd to właśnie chwile trudne będą momentami
przełomowymi w codzienności bohatera. Najważniejszym punktem odniesienia okaże się
przyjaźń oraz myślenie o śmierci. Ta pierwsza dotyczyć będzie niełatwej więzi
między chłopcem a jego babką oraz relacji rówieśniczej, skazanej na liczne
rozczarowania, ale i na przywiązanie, którego nie da się przerwać. Myślenie o
śmierci – paradoksalnie – przerodzi się w inspirację do życia. W chwili najważniejszej
próby zawsze wydarzy się coś, co będzie otwarciem i nowym etapem, mimo pozorów
dziejącego się lub zbliżającego się nieuchronnie końca.
Jakub
Małecki, Rdza, Wyd. Sine Qua Non, Kraków 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz