Anna
Wiatr staje po stronie swoich bohaterek. Od początku wiemy, kto jest w tej
opowieści przegranym, i jakie środowisko próbuje sportretować autorka. Wiatr w
swoim pisaniu wykorzystuje tradycję reportażu prasowego, nie próbuje
opisywanych faktów opisywać w literacki sposób. W efekcie właściwie w żaden
sposób nie zostaje ukryte to, iż mamy do czynienia z opowieścią z tezą, w
przekazie jak najbardziej słuszną, bo upominającą się o słabszych, ale jednak z
tezą. Ta jednostronność momentami trochę przeszkadza lub przynajmniej rodzi
poczucie niedosytu. Chciałoby się poznać bardziej zróżnicowane portrety starych
Niemek i Niemców zatrudniających do opieki Polki, chciałoby się również usłyszeć
o nieco mniej oczywistym schemacie biograficznym bohaterek. Książkę tę trzeba
więc potraktować jako początek badań, portret, który ma nas oswoić z tematem,
opowieść, która wymaga dopowiedzenia. Taka przyjęta perspektywa umożliwia
docenienie działań autorki oraz jej zaangażowania w problem. Zderzamy się
bowiem tutaj nie tylko z opisem o wyraźnie społecznym zacięciu, postulatywnym,
bo odsłaniającym prawne niedociągnięcia i manifestującym potrzebę zmian, ale i –
co okazuje się ciekawe z formalnego punktu widzenia – z wcieleniem się w rolę
opiekunki przez Wiatr. Pozwala to autorce zapoznać się z tematem nie tylko w
sposób teoretyczny. Wzbudza ona również zaufanie swoich rozmówczyń, stając się
na pewien czas jedną z nich. Biograficzne portrety bohaterek książki odsłaniają
wzajemną nieufność zatrudniających i zatrudnianych, związaną z faktem
wykonywania pracy w domu pracodawcy, ale też pokazują łatwość rodzenia się
poczucia władzy, wyższości i pogardy wobec tych, którzy są biedniejsi i mają
nieść pomoc. Reportaż ten okazuje się również ciekawym głosem na temat
współegzystowania starości i młodości – z konieczności, z samotności, dla
zarobku. Obu stronom towarzyszy innego rodzaju przymus, co nie zmienia faktu,
iż wspólne życie przez pewien czas, tożsame z pracą, bywa często koszmarem i
doświadczeniem traumatycznym.
Anna
Wiatr, Betrojerinki. Reportaże o pracy opiekuńczej i (bez)nadziei, Wydawnictwo
Krytyki Politycznej, Warszawa 2017.
Jako opiekunkę trochę mnie razi określenie niewola. Mam zupełnie inne doświadczenia w tej kwestii. Jak się wybierze sprawdzoną agencję to nie ma możliwości, żeby takie sytuacje miały miejsce. Właśnie zjechałam z kontraktu w Wielkiej Brytanii, który mi promedica załatwiała i wszystko było tak jak w umowie plus dodatkowe szkolenia i nadzór managera. Mam koleżanki które jeżdżą do Niemiec od lat i też ich nikt nie krzywdzi. Ciężka praca, ale zarobki przynajmniej godziwe i premia się z czasu trafi.
OdpowiedzUsuńDlatego też m.in. upominam się o potrzebę bardziej zróżnicowanego portretu. Autorka koncentruje się głównie na przykładach, w których pracujące osoby musiały być dyspozycyjne 24 godziny na dobę, często bez prawa do prywatności i często traktowane były w sposób odbierający im podmiotowość. Stąd określenie "niewola". To dobrze, że mówi się o negatywnych doświadczeniach, ale potrzebne jest również mówienie o tych dobrych. Cieszę się więc z Pani głosu. Pozdrawiam serdecznie.
Usuń