Wznowienie po latach reportaży sportowych Wiktora Osiatyńskiego to nie tylko przypomnienie
mało znanej aktywności wybitnego, niedawno zmarłego prawnika, ale i przykład
takiego pisania, które mimo upływu czasu zachowuje swoja sugestywność. Teksty
autora dowodzą tego, że nawet portretując rzeczy ulotne, da się pokazać w nich
pewną ponadczasowość. Książka podzielona jest na dwie części zatytułowane „Wembley”
oraz „Wimbledon”. W ten sposób bez zbędnego komplikowania zasygnalizowano
tematykę czytelnikowi. W pierwszym przypadku bohaterem jest piłka nożna, w
drugim tenis. Osiatyńskiemu udaje się pisać o sporcie w sposób zajmujący, ale
racjonalny, emocjonalny, ale daleki od egzaltacji, kompetentny, ale i czytelny
dla laików. To wielka zaleta. Książka w pewnym sensie stanowi opowieść o dwóch
wielkich sportowych mitach. Mam tu na myśli nie tylko przywołane w tytule miejsca,
ale i ich historię, towarzyszącą im kulturę kibicowania oraz atmosferę związaną
z dziejącymi się wydarzeniami sportowymi. Osiatyński z jednej strony zderza
przeciwieństwa (piłka nożna jako sport bardziej plebejski, ale i bardziej
angażujący widza, tenis jako sport elitarny, ale i – jak zostaje stwierdzone –
często nudny), jednocześnie daleki jest od akcentowania stereotypowych
rozpoznań. Jest uważnym i czujnym uczestnikiem wydarzeń. Dzięki temu poznajemy
organizację wielkich sportowych wydarzeń od podszewki. Sprzyjający bywa
przypadek, tupet i umiejętność wykorzystania zbiegu okoliczności. Osiatyński,
kiedy jest to potrzebne, ujawnia własną obecność, nie przesadza z tym jednak,
pamiętając, że sport i wszystko, co z nim związane, jest dla czytelników
istotniejsze. Na uwagę zasługuje umiejętność takiego opisu, który potrafi
wydobyć specyfikę danego meczu/turnieju przy jednoczesnym wskazaniu
uniwersalności i procesualności wpisanej w każde jednostkowe wydarzenie. To
między innymi dzięki temu teksty sprzed kilkudziesięciu lat czyta się z
zainteresowaniem i dzisiaj.
Wiktor
Osiatyński, Wembley, Wimbledon, Wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz