„Powieść
bez o” Judith W. Taschler to kolejna znakomita książka austriackiej autorki,
jaką polski czytelnik ma możliwość poznać. Jest w niej wszystko to, co było
zaletą w „Nauczycielce” – duża wrażliwość w rozgrywaniu emocji bohaterów,
inteligentne zniuansowanie zależności między przeszłością a teraźniejszością,
unikanie sentymentalizmu przy jednoczesnej dużej dramaturgii wydarzeń,
komplikowanie losów opisywanych postaci w sposób wiarygodny i do ostatniej
strony zaskakujący. Czytelnikowi wielokrotnie wydaje się, że już na pewno wie, jaki
będzie dalszy rozwój wypadków, kiedy autorka po raz kolejny go zadziwia,
odsłaniając swój talent, ale i akcentując dość oczywistą, choć niechętnie
przyjmowaną prawdę: w życiu nic nie jest dane raz na zawsze, nigdy też nie
wiadomo, co człowiekowi może się przydarzyć. Taschler z dużą pisarską
sprawnością łączy losy poszczególnych bohaterów, sprawiając, że nie tylko
podziwiamy ów zawikłany, a jednak niezwykle prosty w swoim tragizmie splot
przeznaczenia i przypadku, ale również uświadamiamy sobie, że Wielka Historia
bawi się ludźmi jak marionetkami nie tylko wówczas, gdy dochodzi do wojny, ale
i wiele lat po niej. W pewnym bowiem sensie „Powieść bez o” to opowieść o
konsekwencjach ekstremalnych przeżyć i dla tych, którzy są ich głównymi
bohaterami, i dla tych, którzy pozornie odgrywają role drugoplanowe. Książka
rozpoczyna się sceną niczym z „Wyboru Zofii” Williama Styrona i gdy czytelnik
myśli, że dalej będzie dużo banalniej, dowiaduje się bowiem o trójkącie
małżeńskim, kolejne strony odsłaniają przed nim skomplikowane losy bohaterów.
To, co współczesne, przenika się z tym, co przynależy przyszłości. Minione
zostaje przywołane za sprawą zapisków, które odtwarzają dramatyczne losy
pewnego mężczyzny i jego ukochanej. Istotne stają się rzeczy-symbole, takie jak
chociażby fortepian czy maszyna do pisania. Przeżycia łagrowe ponownie
czytelnika zaskoczą. Choć Taschler snuje opowieść w taki sposób, że wydaje się,
iż nadejdzie happy end, to jednak nieraz zadziwi odbiorcę ostatecznością tego,
co spotyka bohaterów, niemożnością podtrzymywania dalej nadziei, wreszcie
brutalnością tego, jak doświadczy ich los. Już to wraz z owymi tropami
prowadzącymi do współczesności wystarczyłoby, aby docenić powieść. Austriacka
pisarka idzie jednak dalej. Jeszcze na ostatnich stronach dowiemy się, że
wszystko to, co wydawało nam się już wyjaśnione, tak naprawdę wygląda
całkowicie inaczej, a ciężar zobowiązania pamięci jest równie nieznośny, jak
marzenie o tym, by zapomnieć to, co tak brutalnie zmieniło bieg życia. Bardzo
dobre.
Judith
W. Taschler, Powieść bez o, przeł. Aldona Zaniewska, Wyd. W.A.B., Warszawa
2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz