Monika
Mostowik pozostaje wierna stylowi, który zaprezentowała w debiucie i w
kolejnych książkach. Choć minęła prawie dekada od jej ostatniej prozatorskiej
publikacji, to jednak w owym przywiązaniu do określonego sposobu opowiadania,
widać i konsekwencję, i rozwój, i dopracowanie formy, i intensyfikację
przedstawianych emocji. W centrum zainteresowania autorki jak zwykle jest
kobiecość – ta jawna, która przypomina maskę i strój, który ma ukrywać, a nie
ujawniać; ta ukryta, w której widać nieśmiałość prawdy, przełamywanie tabu,
gotowość do otwarcia się na jawie na to, co wcześniej było obecne tylko w
snach. Nie bez powodu w tytule zbioru opowiadań pojawia się słowo „Patrzę”.
Można rozumieć je nie tylko jako odautorskie podpatrywanie, uważne
obserwowanie, notowanie szczegółów, które składają się później na prozę. Da się
je również traktować jako motyw wiodący zamieszczonych w tomie tekstów. To
właśnie spojrzenie ma w tych opowieściach moc stwarzającą – dodaje odwagi,
upewnia w dokonanym wyborze, krzepi. Bywa również siłą destrukcyjną – gdy jest
brakiem reakcji, paraliżującym strachem, dowodem na nieumiejętność opowiedzenia
się po żadnej ze stron. Staje się także elementem potwierdzenia własnego istnienia
– gdy umożliwia zbudowanie alternatywnej historii, gdy prowokuje snucie
prawdopodobnych wersji wydarzeń, które już miały miejsce, gdy pozwala na
odcięcie się na chwilę od siebie samej, by uciec, ale i wziąć oddech, by dalej
walczyć. W tekstach Mostowik kobieta najwięcej otrzymuje od drugiej kobiety.
Nie zawsze to, co bierze i to, co dostaje, jest pozytywne. Zawsze jednak
uruchamia myślenie, niekiedy też działanie, prowadzące do zgromadzenia
istotnych informacji o sobie. Intrygujące.
Monika
Mostowik, Patrzę, Wyd. JanKa, Pruszków 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz