Kolejna
część o młodości Eberharda Mocka okazuje się dobrym pretekstem do kilku celnych
portretów miasta z początku XX wieku i panujących w nim zwyczajów. Główny
bohater jest studentem i staje przed fundamentalnym dla swojego dalszego życia
wyborem – czy skupić się na karierze naukowej, czy pójść do policji i zostać
śledczym. Zanim jednak Mock dokona ostatecznego, znanego nam, wyboru, Marek
Krajewski bardzo ciekawie i przekonująco odda atmosferę ówczesnego życia uniwersyteckiego.
Natkniemy się więc chociażby na mocno zarysowany wątek traktowania obecności
kobiet w murach akademii jako egzotyki i aberracji. Innym bardzo istotnym
kontekstem będzie kultura pojedynków i funkcjonowania różnego rodzaju męskich
bractw. To, o czym w swojej twórczości pisze m.in. Martin Pollack, czyli
charakterystyczne blizny po pojedynkach, także i w powieści Krajewskiego będą
czytelnym znakiem przynależności do grupy. Pisarz sportretuje również szemrane
dzielnice Breslau. To tam okaże się, że łatwo jest spotkać nożowników, ratunek
przynieść może wówczas hasło ochronne, że jest się od Rzeźnika, a prostytutki
tylko w ciemności wyglądają pięknie i ponętnie, w świetle okazują się często
mocno spracowane, niechlujnie ubrane, wulgarne, a nawet brutalne. Książkę tę
można z powodzeniem czytać nie tylko jako kryminał, ale i powieść uniwersytecką.
I nie chodzi tylko o uniwersytet i rządzące tym miejscem reguły jako to, co
organizuje całą historię, ale też o ważny spór intelektualny, którego będziemy
świadkami, i ów wspomniany wybór, który stanie przed młodym Mockiem. W tej
akurat odsłonie serii intrygująco zostaje również zarysowany mit założycielski
życiowej postawy Eberharda, a mianowicie kwestia stosowania techniki imadła w
przesłuchaniach i umiejętności panowania nad uwodzącą siłą zła. Warto.
Marek
Krajewski, Mock. Pojedynek, Wyd. Znak, Warszawa 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz