Powieść
Thien to sugestywna, kompozycyjnie przemyślana, unikająca tanich wzruszeń historia
współczesnych Chin. Wydarzenia ważne dla całego kraju zostają wpisane w
biografie bohaterów, a wzmocnione dodatkowo emocjami będącymi konsekwencją
przyjaźni, miłości oraz tęsknoty wybrzmiewają w sposób uniwersalny jako
opowieść o tym, jak człowiek może zniszczyć drugiego człowieka, ale i jak
człowiek może drugiego człowieka ocalić. Współczesność miesza się tutaj z
okresem rewolucji kulturalnej oraz z wydarzeniami na placu Tiananmen. Autorce
udaje się pokazać dramat jednostki, dramat zdradzanej i zmuszonej do zdrady
osoby, ale i dramat czekania na odpowiedź, która nigdy nie nadejdzie. Obok
przyjaźni przedstawicieli pokolenia rodziców mamy sportretowaną siostrzaną więź
rodzącą się między dziećmi. Spoiwem miłości i zaufania staje się wspomnienie,
nostalgia, poczucie, że zadawanie pytań niczemu tak naprawdę nie służy. Thien, choć
pokazuje swoich bohaterów w sytuacjach, w których nie zawsze umieją się
zachować tak, jakby chcieli, nie przestaje być w swoim opowiadaniu czuła i
precyzyjna jednocześnie. Oddaje niuanse niejednoznacznych często odczuć, ale o
cierpieniu związanym z przekonaniem, że nikt nie stoi po naszej stronie, mówi
wprost, bez dodatkowych upiększeń i bez prób łagodzenia dramatu. W efekcie
szczególnie dramatycznie wybrzmiewają samobójcze decyzje tych, którzy nie
umieją i nie chcą żyć tak, jak się od nich tego oczekuje. Oprócz dramatycznych
losów bohaterów, znajdujących się na pierwszym planie, równie istotne jest
oddanie atmosfery towarzyszącej brutalności rewolucji kulturalnej i tego, w
jaki sposób odnoszono się do ludzi nauki i sztuki, a także nadziei
towarzyszącej studentom protestującym na placu Tiananmen. Słowa zyskują moc
stwarzania i niszczenia – mogą ranić, nawołują do agresji i pogardy,
uświadamiają własne uśpienie i wycofanie się, nagle odradzają się w muzyce i
pamięci tego, co kiedyś było ważne. Język pojmowany jest tutaj nie tylko w
sposób dosłowny – różne języki wybrzmiewają w domu, inny język wypiera ten
wcześniejszy na emigracji, dziwnie wybrzmiewa język, który po latach trzeba
rozszyfrować z pisma, głośno, niczym manifest i protest, krzyczy to wszystko,
co jest stłumione i skazane na milczenie. Chodzi o to, co powiedziano i czego
nie zdążono wymówić, chodzi o tworzenie i zakaz wyrażania siebie przy pomocy sztuki,
chodzi wreszcie o pamięć, która trwa, choć wydaje się, że zatriumfowało
zapomnienie.
Madeleine
Thien, Nie mówcie, że nie mamy niczego, przeł. Łukasz Małecki, Wydawnictwo
Literackie, Kraków 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz