Najnowsza
powieść Jerzego Pilcha to powrót pisarza do motywów dobrze znanych z jego
wcześniejszych powieści. Podobnie zresztą było we wcześniejszej książce
zatytułowanej „Zuza albo czas oddalenia”. Oba tytuły można traktować jako
odsłony tego samego projektu sprowadzającego się do pokazania nieuchronności
przemijania przy jednoczesnej witalności, której dosadnym, ale i wieloznacznym
zarazem symbolem staje się związek starszego mężczyzny z dużo młodszą kobietą.
Ów punkt odniesienia tylko pozornie wydaje się banalny i literacko, a zwłaszcza
życiowo, mocno wyeksploatowany. Pilchowi udaje się zderzyć to, co pełne życia,
z tym, co zainfekowane jest świadomością śmierci, to, co seksualne i erotycznie
rozbuchane, z tym, co wydaje się ledwie cieniem dawnych fizycznych uniesień,
to, co silne za sprawą potencjału tkwiącego w czasie, z tym, co słabe poprzez świadomość
posiadania wspomnianego czasu w znacznie mniejszym wymiarze. Pisarz, choć po
raz kolejny pisze opowieść bardzo smutną, używając narracyjnej maski poprzez
wykorzystanie miłosnego schematu, nie przestaje być ironistą, dociekliwym i
uważnym obserwatorem, celnym i błyskotliwym komentatorem. Pilch zachowuje
dystans do siebie, co widać świetnie w fragmentach o autobiograficznym
charakterze. Konstruując swoją opowieść jednocześnie polemizuje z własnym
wizerunkiem publicznym, z gotowością innych do plotkowania i komentowania
cudzego życia. Nie znaczy to jednak, że pisarz zatraca poczucie umowności w
wykorzystywaniu siebie jako pisarskiego tworzywa. Wręcz przeciwnie, jego
obecność w książce jest na tyle subtelna, że łatwość rozpoznania niektórych
tropów autobiograficznych można i trzeba traktować jedynie jako grę, a nie gest
o charakterze ekshibicjonistycznym. Przywołane na początku powiązanie między
„Portretem młodej wenecjanki” a „Zuzą albo czasem oddalenia” nie jest
przypadkowe. Jeśli przyjrzymy się kobiecym postaciom w obu powieściach i jeśli
potraktujemy je jako symbol życia, przeciwstawiany dotkliwemu poczuciu
schyłkowości, dostrzeżemy ciekawą prawidłowość. Najnowsza powieść opowiada o
kobiecie dużo mniej realnej i dużo mniej uchwytnej niż w przypadku
wcześniejszej książki – tak, jakby witalność powoli wymykała się nie tylko z
rąk (seksualność coraz bardziej staje się tutaj projektem, a nie uprawianą na
co dzień aktywnością), ale i jakby niemożliwe było jej opisanie, odtworzenie
atmosfery, zbudowanie napięcia (teoria przegrywa w tym wypadku z praktyką, za
teorię uznać można starość, praktyką byłaby młodość). Pilch w doskonałym stylu,
zdążył nas do tego przyzwyczaić, miesza wysokie i niskie, wzniosłe i zwyczajne,
ostateczne i chwilowe, tymczasowe. Szybko okazuje się, że pamięć nie załatwia
wszystkiego. Pilch pokazuje, że wspominanie dawnych podbojów również może być
zarażone śmiercią, odsłania bowiem tę siłę, która przeminęła i w takiej
intensywności nigdy już nie wróci.
Jerzy
Pilch, Portret młodej wenecjanki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz