poniedziałek, 20 lutego 2017

Przemijanie (J. Pilch, Portret młodej wenecjanki)

Najnowsza powieść Jerzego Pilcha to powrót pisarza do motywów dobrze znanych z jego wcześniejszych powieści. Podobnie zresztą było we wcześniejszej książce zatytułowanej „Zuza albo czas oddalenia”. Oba tytuły można traktować jako odsłony tego samego projektu sprowadzającego się do pokazania nieuchronności przemijania przy jednoczesnej witalności, której dosadnym, ale i wieloznacznym zarazem symbolem staje się związek starszego mężczyzny z dużo młodszą kobietą. Ów punkt odniesienia tylko pozornie wydaje się banalny i literacko, a zwłaszcza życiowo, mocno wyeksploatowany. Pilchowi udaje się zderzyć to, co pełne życia, z tym, co zainfekowane jest świadomością śmierci, to, co seksualne i erotycznie rozbuchane, z tym, co wydaje się ledwie cieniem dawnych fizycznych uniesień, to, co silne za sprawą potencjału tkwiącego w czasie, z tym, co słabe poprzez świadomość posiadania wspomnianego czasu w znacznie mniejszym wymiarze. Pisarz, choć po raz kolejny pisze opowieść bardzo smutną, używając narracyjnej maski poprzez wykorzystanie miłosnego schematu, nie przestaje być ironistą, dociekliwym i uważnym obserwatorem, celnym i błyskotliwym komentatorem. Pilch zachowuje dystans do siebie, co widać świetnie w fragmentach o autobiograficznym charakterze. Konstruując swoją opowieść jednocześnie polemizuje z własnym wizerunkiem publicznym, z gotowością innych do plotkowania i komentowania cudzego życia. Nie znaczy to jednak, że pisarz zatraca poczucie umowności w wykorzystywaniu siebie jako pisarskiego tworzywa. Wręcz przeciwnie, jego obecność w książce jest na tyle subtelna, że łatwość rozpoznania niektórych tropów autobiograficznych można i trzeba traktować jedynie jako grę, a nie gest o charakterze ekshibicjonistycznym. Przywołane na początku powiązanie między „Portretem młodej wenecjanki” a „Zuzą albo czasem oddalenia” nie jest przypadkowe. Jeśli przyjrzymy się kobiecym postaciom w obu powieściach i jeśli potraktujemy je jako symbol życia, przeciwstawiany dotkliwemu poczuciu schyłkowości, dostrzeżemy ciekawą prawidłowość. Najnowsza powieść opowiada o kobiecie dużo mniej realnej i dużo mniej uchwytnej niż w przypadku wcześniejszej książki – tak, jakby witalność powoli wymykała się nie tylko z rąk (seksualność coraz bardziej staje się tutaj projektem, a nie uprawianą na co dzień aktywnością), ale i jakby niemożliwe było jej opisanie, odtworzenie atmosfery, zbudowanie napięcia (teoria przegrywa w tym wypadku z praktyką, za teorię uznać można starość, praktyką byłaby młodość). Pilch w doskonałym stylu, zdążył nas do tego przyzwyczaić, miesza wysokie i niskie, wzniosłe i zwyczajne, ostateczne i chwilowe, tymczasowe. Szybko okazuje się, że pamięć nie załatwia wszystkiego. Pilch pokazuje, że wspominanie dawnych podbojów również może być zarażone śmiercią, odsłania bowiem tę siłę, która przeminęła i w takiej intensywności nigdy już nie wróci.


Jerzy Pilch, Portret młodej wenecjanki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz