Czytanie
„Koreańczyków” jako reportażu to pomyłka. Trudno również byłoby obronić tezę,
iż mamy do czynienia z narracją eseistyczną o charakterze
socjologiczno-kulturoznawczym. Nie jest to również relacja z podróży. Ahrens
proponuje czytelnikom dość swobodnie spisane refleksje dotyczące swojego pobytu
w Korei Południowej. Autor nie przestaje być na pierwszym planie, dzieląc się
swoimi spostrzeżeniami, opisując życie prywatne i akcentując w nieco
sentymentalny sposób uniesienia związane z poznaniem miłości życia i późniejszą
nowiną, że zostanie ojcem. W efekcie trudno określić, czy mamy bardziej do
czynienia z miejscami wyjątkowo naiwnymi zapiskami przybysza, dla którego
wszystko, co nowe, jest egzotyczne, czy może owa naiwność jest zamierzona, a
jej celem jest zbliżenie opowieści do stylu podręcznego przewodnika turystycznego,
który ma udawać nieco ambitniejszy produkt. Owszem, relacje dotyczące
koreańskiej kultury korporacyjnej są bardzo ciekawe. Szkoda jednak, że autor
sprawia wrażenie osoby, która przybyła do Korei bez żadnego przygotowania. Obejmuje
stanowisko kierownicze, więc jest to dość kuriozalne. W książce dominuje
perspektywa zdziwionego i zaskoczonego Amerykanina-kolonizatora, dla którego
podstawowe różnice kulturowe są wielkimi odkryciami. O ile w kontekście
pierwszego spotkania z pracownikami i opisu koreańskiej tradycji spożywania
alkoholu wypada to stosunkowo znośnie, o tyle przejawy dalszej nieporadności w
tym względzie okazują się już tylko irytujące. Lektura niekonieczna.
Frank
Ahrens, Koreańczycy. W pułapce doskonałości, przeł. Aleksandra Czwojdrak,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz