Wspomnienia
Dolota to znakomite połączenie umiejętności opowiadania, dramatyzmu
autentycznych wydarzeń oraz wagi dawanego świadectwa. Autor urodził się i
dorastał na Ukrainie. To wieś przez czas dzieciństwa i młodości była jego
światem. Wieś też w okresie szczególnym, bo wtedy gdy zapanował Wielki Głód,
portretuje w swojej książce. Niestety, ominęła go sielanka wieku dziecięcego,
bo traumatyczne przeżycia związane z bezskutecznym szukaniem pożywienia oraz
obserwowanie śmierci wielu bliskich ludzi zostają poprzedzone doświadczeniem
brutalnie wprowadzanej przez władze partyjne kolektywizacji wsi. Nie bez powodu
wspominam o talencie autora do opowiadania. Przejawia się on nie tylko w
opisywaniu porażających scen umierania z głodu, bezduszności władz, braku
zainteresowania dla jednostek, ale i dla całych wymierających wsi. Literackość
tekstu widać też wtedy, gdy autor przytacza różnego rodzaju sytuacje związane z
wprowadzaniem kolektywizacji, na którą chłopi reagowali co najmniej niechętnie.
Wiele z odtworzonych dialogów celnie odsłania absurdy partyjnej władzy, brak
logiki w stosowanej argumentacji i nieznajomość rolnictwa, w stosunku do
którego przedstawiciele partii chcieli uchodzić za ekspertów. Czytelnik nieraz
w trakcie owych przytoczonych rozmów się uśmiechnie, zaraz potem jednak uśmiech
zamiera na twarzy, bo konsekwencją absurdów jest finał równie absurdalny, ale
już o wiele bardziej dramatyczny – konfiskata całego dobytku, wywózka na
Syberię, tortury prowadzące do śmierci. Dolot we wstępie do swojej opowieści
akcentuje szczególność tego, co w latach 1932-1933 miało miejsce na Ukrainie.
Trudno z faktem tym polemizować. Nie ma jednak autor racji, twierdząc, że tylko
ta klęska głodu miała podłoże polityczne. Jeśli przeczytamy bowiem publikację
Franka Diköttera „Wielki Głód. Tragiczne skutki polityki Mao 1958-1962” szybko
dostrzeżemy, że dramat, który dotknął miliony Chińczyków, był
konsekwencją prowadzonej świadomie polityki państwa, ignorującego potrzeby
zwykłego obywatela. Nie inaczej jest w przypadku Ukrainy. Konieczność
obowiązkowego dostarczania określonej ilości dóbr, skutkuje całkowitym
wyjałowieniem wsi – chłopi nie tylko nie mają sami co jeść, ale i nie mają
możliwości, by ziemię uprawiać. Głód jest ignorowany przez władzę, a ci, którzy
mają cokolwiek do jedzenia, są za to karani, gdyż wszystko powinni oddać
państwu. Dolot nie pisze oskarżycielskiego manifestu, choć każe jego słowo tak
naprawdę obnaża okrucieństwo systemu. Nie próbuje też oceniać. Bardzo ważne
natomiast w jego opowieści okazuje się zachowanie człowieczeństwa – próba
ratowania tych, którym można pomóc, ostatnia posługa dla tych, którzy już
odeszli, podzielenie się tą odrobiną pożywienia, którą się posiada, zachowanie
godności w obliczu ostatecznej próby.
Miron
Dolot, Zabić głodem. Sowieckie ludobójstwo na Ukrainie, przeł. Barbara
Gutowska-Nowak, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2014.
Ta literatura jest najmocniejszą którą czytałem. Na pewno tylko dlatego, że jest niestety budowana na faktach, a fakty są niestety straszne i nie do zaakceptowania. Na pewno dziękuje za przypomnienie tego działu literatury
OdpowiedzUsuńWedług ukraińskiego Instytutu Demografii bezpośrednio w wyniku sztucznie wywołanego głodu na początku lat 30. ubiegłego wieku zmarło blisko 4 milionów ludzi.
OdpowiedzUsuń