Publikacja
Liao, dotycząca tragicznych wydarzeń na placu Tiananmen z czerwca 1989 roku,
powinna być pozycją obowiązkową dla wszystkich tych, którzy chętnie uznają, że
przeszłość nie powinna wpływać na teraźniejszość, i niesfornie konstatują, że
nie pamięć się liczy, ale to, co dopiero się wydarzy. Reportaż chińskiego dziennikarza
nie jest jednak tylko wyartykułowaną za pomocą utrwalonych świadectw walką z
zapomnieniem, ale też niepokojącym obrazem współczesnych Chin, gdzie mówienie o
masakrze studentów do dzisiaj pozostaje czymś niebezpiecznym. To także
przejmujący dowód na to, że dyktatura niszczy jednostki i że społeczeństwo
łatwo zapomina o swoich bohaterach. Są w mrocznych biografiach,
rekonstruowanych pieczołowicie i empatycznie przez autora, także jasne strony –
mimo cierpienia, zawodu, rozczarowania mocno wybrzmiewa przekonanie, że istnieją
sprawy, z których nie wolno rezygnować. Liao portretuje Chiny po masakrze jako
kraj, któremu amputowano ważną część ciała. Nie ma tu jednak mowy o symbolice
kalectwa. To raczej otwarcie się na wszechobecne cierpienie i ponawianie
nieustannie prób przełamania milczenia wymuszonego przez państwo. Autor
decyduje się na przyjęcie ciekawej perspektywy. On także spędził kilka lat w
więzieniu za pisanie o wydarzeniach z placu Tiananmen, dzięki temu
doświadczeniu jest mu łatwiej nawiązać kontakt i zrozumieć dramaty osób, z
którymi rozmawia. Nie próbuje prowokować do składania deklaracji politycznych,
interesuje go przede wszystkim intymny i prywatny charakter konsekwencji
poniesionych w ramach kary za udział w protestach z 1989 roku. Mężczyźni
opowiadają więc na przykład o swoich problemach rodzinnych i seksualnych. Po
wyjściu z więzienia często cierpią na impotencję, a żony odwracają się od nich,
nie oferując psychicznego wsparcia. Zaraz po uwolnieniu czeka ich zwykle szok
poznawczy. Nie znają świata, do którego wracają, muszą się uczyć na nowo miasta
oraz rzeczy, które w trakcie ich uwięzienia stały się elementem codziennego
użytku, mają trudności z uzyskaniem zatrudnienia, często odwracają się od nich
przyjaciele i bliscy. Upokarzające jest również to, że jako dorośli ludzie
muszą na nowo zamieszkać u wiekowych już rodziców. Rozmówcy Liao opowiadają o
torturach, których doświadczyli, o niewolniczej pracy, o biciu więźniów
politycznych przez kryminalnych, o załamaniach psychicznych, których byli
świadkami. Choć każda z historii jest inna, pojawiają się w nich także te przeżycia,
które się powtarzają. Dzięki temu widać, jak skuteczne było namierzanie przez
władze osób choćby symbolicznie powiązanych z wydarzeniami na placu Tiananmen,
jak brutalne było wojsko tłumiące protesty, jak powszechnie stosowano tortury,
jak często skazywano oskarżonych na kary śmierci w zawieszeniu oraz na
kilkunastoletnie więzienie. Autor ma poczucie, że jego praca jest ryzykowna – w
sensie politycznym, bo może być aresztowany, i w sensie twórczym, bo
wielokrotnie w wyniku policyjnej konfiskaty tracił to, co napisał. Jest jednak
pewien, że warto. Przekonanie to wzmacnia każde z przytoczonych świadectw,
wywiad, który autor przeprowadza sam ze sobą, a także dane liczbowe,
zgromadzone przez grupę Matek Tiananmen i przytoczone na końcu książki. Te
ostatnie to na przykład „Lista dwustu dwóch ofiar śmiertelnych Masakry”,
niepełna, dodajmy, i zapadająca w pamięć, bo odsłaniająca pogardę dla ludzkiego
życia, jaką wykazało się wówczas wojsko.
Liao
Yiwu, Pociski i opium. Historie życia i śmierci z czasów masakry na placu
Tiananmen, przeł. Anna Włodarczyk, Wyd. Czarne, Wołowiec 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz