„Ciałaczki” Karoliny Sulej to książka, która udaje, nieskutecznie aspiruje, banalizuje. Udaje, że jest głosem w społecznie istotnej sprawie. Aspiruje do bycia ważną opowieścią dla feminizmu. Banalizuje poruszane problemy. Szkoda, bo pomysł na opowiedzenie o feminizmie w kontekście różnych bohaterek i ich doświadczeń z własną i interpretowaną w przestrzeni publicznej cielesnością był całkiem ciekawy. „Ciałaczki” to zbiór reporterskich portretów biograficznych kobiet – aktywistek, pisarek, aktorek, artystek, podcasterek czy biznesmenek. Ich aktywność to często renegocjowanie nowych przestrzeni, w efekcie czego przechodzą do historii polskiego życia kulturalnego czy społecznego lub są przynajmniej rozpoznawalne. Niezależnie jednak od tego, jakim kluczem kierowała się w doborze swoich bohaterek autorka, jedno jest wyjątkowo drażniące. Większość kobiet miałaby coś ciekawego do powiedzenia. Tymczasem reporterska forma przyjęta przez Sulej skazuje owe kobiety na wizerunkową oczywistość. Teksty składające się na książkę to zbiór literacko przeciętnych reportaży biograficznych, przypominających portrety, które możemy znaleźć w niekoniecznie cenionych tytułach tzw. prasy kobiecej (będzie to więc raczej „Naj” niż „Zwierciadło”). Autorka pozostaje na poziomie dużej powierzchowności, często pretensjonalności. Nie próbuje drążyć tematu. Zadowala ją popowy obrazek, który czasami infantylizuje osiągnięcia portretowanych kobiet. Sulej nie radzi sobie z własną obecnością w tekście. Tak jest chociażby wtedy, gdy czytamy zdania wprowadzające do reportaży, wtedy, gdy autorka decyduje się podzielić refleksją o pornografii czy wtedy, gdy opowiada o swoich wrażeniach z korzystania z kubeczka menstruacyjnego. Nie tylko ociera się o banał, ale jest w swoich opisach banalna. Co więcej, w przypadku większości refleksji o charakterze feministycznym trudno oprzeć się wrażeniu, że funkcjonują one w trybie poza historią i poza czasem. Mówiąc inaczej, nie tylko mamy do czynienia z wyważaniem otwartych drzwi, ale i z takim sposobem opisu, który cofa nas do lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Widać też duże uproszczenie w portretowaniu pewnych wizerunkowych kwestii związanych z kulturą i literaturą. Tak jest zwłaszcza w przypadku portretu Krystyny Kofty, Niny Kowalewskiej-Motlik, Pauliny Młynarskiej i Renaty Dancewicz. Chyba najciekawszy, bo odsłaniający też zmiany obyczajowe i historię miejsca, jest tekst poświęcony Katarzynie Szustow. We wstępie autorka pisze, że chciałaby, aby jej książka stała się manifestem. Smutny byłby to manifest – literacko nieciekawy, merytorycznie powierzchowny i chyba mało świadomy tego, że feminizm także w Polsce ma swoją historię. Lektura niekonieczna.
Karolina Sulej, Ciałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm, Wyd. Znak, Kraków 2022.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz