Jesień
to kilka książek, których autorzy mierzą się - z lepszym lub gorszym skutkiem -
z innymi niż wcześniej gatunkami:
-
„Obłęd” Justyny Kopińskiej – to dowód na to, że niektórzy reporterzy powinni
trzymać się od prozy z daleka. Zło, które ma być wstrząsające, opisane zostaje
pretensjonalnie i na szkolnym poziomie. Miejscami budzi śmieszność swoją
łopatologią. Lektura zbędna.
-
„Dwanaście. Nie myśl, że uciekniesz” Filipa Springera – choć autor cały czas
trzyma wysoki poziom, tę książkę zdecydowanie umieszczam wśród najlepszych w
jego twórczości. Znakomicie pokazane zostaje to, jak pracując z faktami, trzeba
czasami radzić sobie z ich ograniczeniami i wyzwaniami fikcji. Lektura
obowiązkowa.
-
„Cień w cień. Za cieniem Zuzanny Ginczanki” Jarosława Mikołajewskiego –
mierzenie się z pamięcią własną i kulturową o postaci realnie istniejącej, ale
i uwznioślonej. Fakty naznaczone autobiografizmem. Warto.
-
„Miłość leczy rany” Katarzyny Bondy – po słabych „Lampionach” i „Czerwonym
Pająku” Bonda w formie. Wbrew sugestiom okładkowym to nie jest kryminał. Bonda
próbuje nowego gatunku – powieści obyczajowej z elementami romansu, konwencji
melodramatycznej i wątkami sensacyjnymi. I wychodzi z tego obronną ręką – to
literatura popularna na przyzwoitym poziomie.
Justyna
Kopińska, Obłęd, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2019; Filip Springer, Dwanaście.
Nie myśl, że uciekniesz, Wyd. Czarne, Wołowiec 2019; Jarosław Mikołajewski,
Cień w cień. Za cieniem Zuzanny Ginczanki, Wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa
2019; Katarzyna Bonda, Miłość leczy rany, Wyd. Muza, Warszawa 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz