Publikacja
Barbary J. King z pewnością nie jest typową i przewidywalną książką upominającą
się o prawa zwierząt. Nie jest, jeśli bierzemy pod uwagę oryginalność tekstu i
jego, tak to ujmijmy, filozoficzny charakter. Owszem, chodzi tutaj o prawa
zwierząt, ale przede wszystkim o dostrzeżenie w zwierzęciu podmiotu, a co za
tym idzie osobowości. King nie pozostawia złudzeń. Ci, którzy tłumaczą jedzenie
zwierząt, ich niższym stopniem rozwoju, są w dużym błędzie. Zwierzęta potrafią
nawiązywać trwałe relacje, przeżywać żałobę, kochać, okazywać niechęć, czuć ból
i smutek, bać się, okazywać radość. Mało? Chyba nie. Wystarczy. Ale King jest
daleka od moralizowania. Nie próbuje przekonywać do drastycznych zmian w
jadłospisie, sugeruje raczej potrzebę namysłu, świadomego jedzenia, myślenia o
losie tych, którzy trafiają na talerze. To wystarczy, by stopniowo rezygnować z
mięsa w stosowanej na co dzień diecie. Przytoczone przez autorkę historie umieszczone
są w rozdziałach uporządkowanych tak, by każdy stanowił oddzielną opowieść o
konkretnych zwierzętach. King przygląda się więc owadom i pajęczakom,
ośmiornicom, rybom, kurom, kozom, krowom, świniom i szympansom. W trakcie
lektury bardzo łatwo dostrzec, że podstawowa zmiana, do jakiej delikatnie, ale
zdecydowanie zachęca autorka, sprowadza się do upodmiotowienia i dostrzeżenia w
tym, co się je, tego, kogo się je. To zmiana fundamentalna, prowadząca nie
tylko do uświadomienia sobie szczególnego charakteru zwierząt, ale i
przewartościowująca podstawy humanizmu poprzez deklaratywne stawianie w centrum
istot żywych, a nie tylko ludzi. Do refleksji.
Barbara
J. King, Osobowość na talerzu. Kim są zwierzęta, które zjadamy?, przeł. Adam
Pluszka, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.
Dostrzeżenie kogo się je.
OdpowiedzUsuńBrzmi to humanistycznie, ale dlaczego ograniczać to tylko do zwierząt? Wydaje mi się, że z łatwoscią możnaby w podobny sposób potraktować sprawę jedzenia roślin, przy okazji pamietając, że aby hodować rośliny spożywane przez ludzi trzeba najpierw wytrzebić rośliny (lasy), które żyły na tych terenach pierwotnie.
A co myśleć o takim przypadku: w Australii co roku zabija się wiele tysięcy kangurów gdyż w przeciwnym wypadku grozi im śmierć głodowa. Co ciekawe większość mięsa zabitych kangurów nie jest wykorzystywana, mimo że jest to wyjątkowo zdrowe mięso. Domyślam się, że autorka książki aprobuje takie postępowanie.
A przy okazji - oglądałem informacje o mięsie produkowanym w laboratoriach, hodowanym z komórek macierzystych. W tym przypadku chyba nie powinniśmy mieć skrupułów.