czwartek, 15 listopada 2018

Kto czy co? (B.J. King, Osobowość na talerzu. Kim są zwierzęta, które zjadamy?)

Publikacja Barbary J. King z pewnością nie jest typową i przewidywalną książką upominającą się o prawa zwierząt. Nie jest, jeśli bierzemy pod uwagę oryginalność tekstu i jego, tak to ujmijmy, filozoficzny charakter. Owszem, chodzi tutaj o prawa zwierząt, ale przede wszystkim o dostrzeżenie w zwierzęciu podmiotu, a co za tym idzie osobowości. King nie pozostawia złudzeń. Ci, którzy tłumaczą jedzenie zwierząt, ich niższym stopniem rozwoju, są w dużym błędzie. Zwierzęta potrafią nawiązywać trwałe relacje, przeżywać żałobę, kochać, okazywać niechęć, czuć ból i smutek, bać się, okazywać radość. Mało? Chyba nie. Wystarczy. Ale King jest daleka od moralizowania. Nie próbuje przekonywać do drastycznych zmian w jadłospisie, sugeruje raczej potrzebę namysłu, świadomego jedzenia, myślenia o losie tych, którzy trafiają na talerze. To wystarczy, by stopniowo rezygnować z mięsa w stosowanej na co dzień diecie. Przytoczone przez autorkę historie umieszczone są w rozdziałach uporządkowanych tak, by każdy stanowił oddzielną opowieść o konkretnych zwierzętach. King przygląda się więc owadom i pajęczakom, ośmiornicom, rybom, kurom, kozom, krowom, świniom i szympansom. W trakcie lektury bardzo łatwo dostrzec, że podstawowa zmiana, do jakiej delikatnie, ale zdecydowanie zachęca autorka, sprowadza się do upodmiotowienia i dostrzeżenia w tym, co się je, tego, kogo się je. To zmiana fundamentalna, prowadząca nie tylko do uświadomienia sobie szczególnego charakteru zwierząt, ale i przewartościowująca podstawy humanizmu poprzez deklaratywne stawianie w centrum istot żywych, a nie tylko ludzi. Do refleksji.


Barbara J. King, Osobowość na talerzu. Kim są zwierzęta, które zjadamy?, przeł. Adam Pluszka, Wyd. W.A.B., Warszawa 2018.

1 komentarz:

  1. Dostrzeżenie kogo się je.
    Brzmi to humanistycznie, ale dlaczego ograniczać to tylko do zwierząt? Wydaje mi się, że z łatwoscią możnaby w podobny sposób potraktować sprawę jedzenia roślin, przy okazji pamietając, że aby hodować rośliny spożywane przez ludzi trzeba najpierw wytrzebić rośliny (lasy), które żyły na tych terenach pierwotnie.
    A co myśleć o takim przypadku: w Australii co roku zabija się wiele tysięcy kangurów gdyż w przeciwnym wypadku grozi im śmierć głodowa. Co ciekawe większość mięsa zabitych kangurów nie jest wykorzystywana, mimo że jest to wyjątkowo zdrowe mięso. Domyślam się, że autorka książki aprobuje takie postępowanie.
    A przy okazji - oglądałem informacje o mięsie produkowanym w laboratoriach, hodowanym z komórek macierzystych. W tym przypadku chyba nie powinniśmy mieć skrupułów.

    OdpowiedzUsuń