Kolejna
bardzo dobra powieść Flanagana. Punkt wyjścia jest tylko pozornie banalny. Oto
początkujący pisarz, dopiero pracujący nad pierwszą książką, dostaje zlecenie
napisania autobiografii słynnego australijskiego oszusta, którego losami
ekscytują się niemalże wszyscy. Propozycja jest kusząca pod wieloma względami,
ale kluczowy okazuje się wabik finansowy. Dzięki honorarium bohater bez
problemu rozwiąże swoje problemy, a jego rodzina, która niebawem się powiększy,
będzie mogła rozpocząć nowy etap. Flanagan nie skupia się jednak na wątku
obyczajowym. Okazuje się mistrzem psychologicznych komplikacji. Ten, który ma
opowiadać swoje życie, tak naprawdę cały czas robi uniki. Młody pisarz, choć
próbuje swojego bohatera namówić na zwierzenia, czuje się oszukiwany i
sprowadzany na manowce. Czas mija, a kolejne strony zamówionego dzieła nie
powstają. Między mężczyznami zaczyna toczyć się gra. Raptem okazuje się, że
słynny oszust być może chce zupełnie innej przysługi, niż wskazuje na to
podpisana umowa wydawnicza. Z kolei pisarz zaczyna uświadamiać sobie, że jego
tożsamość stopniowo zaczyna być podporządkowana temu, kogo ma opisać. Do końca
nie wiadomo, w którym momencie mężczyźni są sobą, w którym grają, a w którym
to, kim są i co wydaje się fałszywe, jest zachowaniem nabytym i przyswojonym na
stałe. Wspomniana gra, to nie tylko gra o biografię, ale i rodzaj rosyjskiej
ruletki – czyje życie ostatecznie okaże się warte przetrwania, w jaki sposób utrwalona
zostanie pamięć o jednym i drugim bohaterze, kto pozostanie na polu walki i czy
tożsamość pozornego zwycięzcy nie będzie tożsamością przegranego. Powieść
Flanagana to także powieść o inspiracji twórczej, niemożności pisania i
uświadamianiu sobie ceny, jaką płaci się za osiągnięcie celów za pomocą
półśrodków.
Richard
Flanagan, Pierwsza osoba, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie,
Kraków 2019.
Ja uważam, tę książkę za mocno nierówną. Doskonały początek, oszołomiający tempem koniec i sporo waty w środku.
OdpowiedzUsuńZbadałem trochę okoliczności powstania powieści. Siegfried Heild to autentyczna postać - John Friedrich - i jego losy bardzo dokładnie zgadzają się z powieściowym opisem. Autentyczny jest również Kif Kelman - R. Flanagan podjął się w roli ghost-writera. Efektem była książka Codename: Iago. Przeczytałem, wydała mi się słaba. W jakimś sensie mnie to satysfakcjonuje - R. Flanagan nie potrafił przebić warstwy ochronnej oszusta i dał temu uczciwe świadectwo. Ciekawe, że w tym samym czasie gdy R. Flanagan nie potrafił sobie poradzić z wykrętami J. Friedricha, zawodowy dziennikarz, Martin Thomas, zdołał zgromadzić dość faktów aby opublikować całkiem zgrabną książkę, która zyskała większą popularność niż Codename: Iago.