Notatki
Świrszczyńskiej to nie tylko przykład interesującej w swojej bezpośredniości
szczerości autobiograficznej, ale również doskonały pretekst do refleksji na
temat tego, jak doświadczenia intymne osób znanych rezonują po latach.
Przemyślenia i zapisywane na bieżąco zapiski poetki okazują się wyjątkowo
świeże, nowoczesne w wymowie i bezpruderyjne. Interesującym zabiegiem
edytorskim jest wpisanie wspomnianych notatek w opracowanie biograficzne autorstwa
Wioletty Bojdy. Czytamy więc najpierw wstęp badaczki, potem ów intymny zapis
miłości, starości i tworzenia poetki, a następnie zakończenie napisane również
przez Bojdę. Dzięki tak pomyślanej kompozycji życiorys Świrszczyńskiej
wybrzmiewa mocniej i ciekawiej. Notatki właśnie za sprawą zaakcentowania
różnych wątków przez badaczkę okazują się bardziej wielowymiarowe. „Jeszcze kocham…
Zapiski intymne” możemy więc czytać jako portret dojrzałej seksualności i
umiejętności cieszenia się z seksu po sześćdziesiątce. To także interesująca
opowieść o trudnościach ze znalezieniem swojego głosu w twórczości, ale i
arcyciekawa historia codzienności literatów żyjących pod jednym dachem w
kamienicy przy Krupniczej 22. Bardzo ważne wydają się te fragmenty opracowania
i zapisków, które odnoszą się do sytuacji materialnej i rodzinnej poetki.
Świrszczyńska jest bardzo wytrwałą i skuteczną zdobywczynią różnego rodzaju
form wsparcia, oferowanego twórcom przez państwo. Mocno wybrzmiewa również ten
wątek jej biografii, który wiąże się z funkcjonowaniem w niełatwym miłosnym trójkącie.
Mam na myśli miłość męża Świrszczyńskiej do Haliny Poświatowskiej i rozgrywanie
się tego dramatu (bądź farsy) właściwie po sąsiedzku. Miłosne szaleństwo poetki
to także deklaracja o wydźwięku społecznym, rodzaj manifestu nawet – domaganie się
prawa do uczuć i seksu w wieku, w którym kobiety stają się dla otoczenia niewidoczne.
Anna
Świrszczyńska, Jeszcze kocham… Zapiski intymne, opracowanie, wstęp i zakończenie: Wioletta Bojda, Wyd. W.A.B., Warszawa 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz