Zapraszam również na mój profil na Facebooku: https://www.facebook.com/bernadetta.darska

oraz na moje konto na Instagramie: https://www.instagram.com/bernadettadarska/

środa, 26 sierpnia 2015

Wojna jako czyste zło (S. Aleksijewicz, Cynkowi chłopcy)

To dobrze, że wydawnictwo Czarne przypomina książkę, która w 2007 roku ukazała się po polsku jako „Ołowiane żołnierzyki”. Oba tytuły wydają się wiernie oddawać przekaz publikacji. „Ołowiane żołnierzyki” to czytelne zasugerowanie, że ludzie byli na wojnie tylko zabawką, ktoś decydował o ich losie, skazywał na śmierć, a potem o ofiarach wojny zapominał. Żołnierzykami przecież można się świetnie bawić, pokazując potęgę i władzę, można też łatwo zająć się czymś innym, nie myśląc wiele o bohaterach wcześniejszej dobrej zabawy. Z kolei „Cynkowi chłopcy” kierują nasze skojarzenia w stronę śmierci. To w cynkowych trumnach przywożono do kraju poległych żołnierzy. Epitet „cynkowi” może również sugerować ostateczność wpisaną w biografię tych, którzy przeżyli. Choć wrócili do kraju, to jednak śmierć pozostaje z nimi na zawsze jako wspomnienie tego, co robili i co widzieli. Swietłana Aleksijewicz pokazuje, jak tworzy się mit i jak upada. Ofiarą fałszu wpisanego w hiperbolizowanie zwycięstwa jest zawsze zwykły człowiek. W tym przypadku ci, którzy wyjechali do Afganistanu, by wypełnić – określenie to często w książce się pojawia – obowiązek internacjonalistyczny. Trwająca 10 lat (1979-1989) zbrojna interwencja radziecka to tysiące życiorysów naznaczonych złem w różnych odcieniach: zapomnieniem, ideowym kłamstwem, zbędnym poświęceniem, okrucieństwem ze strony współtowarzyszy, straconymi nadziejami i szansami, przegraną młodością. Podobnie jak w poprzednich publikacjach reporterka oddaje głos tym, którzy decydują się na powierzenie jej swojej opowieści. Słucha więc matek, które cieszyły się, że syn jedzie na wojnę, a teraz opłakują stratę dziecka; słucha byłych żołnierzy, którzy nie ukrywają, że nikt ich wojny nie nauczył, nikt też nie przygotował ich na brutalność rozlewu krwi, zmęczenia, strachu, ale też wszechobecnej fali wojskowej; słucha kobiet, które również zgłaszały się na wojnę, wierząc, że dzięki temu mogą służyć krajowi tak, jak za czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Aleksijewicz nie ocenia i nie oskarża, ale jej tekst traktować można jako wielki manifest na rzecz pokoju oraz deklarację bezsensu wpisanego w działania wojenne. Z opowieści przytaczanych w książce wynika rzecz straszliwa i często pomijana w relacjach o zwycięstwie lub klęsce na polu walki, a mianowicie to, że wojna niszczy każdego – i tego, kto zabija, i tego, kto atakuje, i tego, kto się broni, i tego, kto wychodzi z potyczki cało, i tego, kto poległ, i tego, kto przetrwał. Na wojnie nie ma niewinnych, bo każdym zmysłem czuć wszechobecną śmierć. I jeszcze coś. Reporterka pokazuje również, że człowiek przyzwyczajony jest do kłamstwa na temat wojny. Woli słyszeć, że była ona potrzebna, niż dowiedzieć się, że stracił część swojego życia lub po prostu życie nadaremno. To dlatego relacja z procesu wytoczonego Aleksijewicz przez jej rozmówców okazuje się portretem wyjątkowo rozpaczliwej próby zachowania pozorów i jednoczesnego oszukiwania siebie. Pozycja obowiązkowa!


Swietłana Aleksijewicz, Cynkowi chłopcy, przeł. Jerzy Czech, Wyd. Czarne, Wołowiec 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz