Pamiętając „Szklankę na pająki” oraz „Kraboszki” tej autorki, spodziewałam się prozy co najmniej tak intrygującej jak wymienione utwory. Tymczasem „Gaja” rozczarowuje i to mocno. W sensie ideowym wpisuje się w ważny problem upominania się o losy naszej planety. Człowiek wyraźnie zostaje postawiony w stan oskarżenia, jest bowiem winien nieodwracalnej eksploatacji. Z kolei personifikacja Ziemi i nawiązanie do mitycznej Gai pozwala dostrzec podmiotowy charakter otaczającej nas przyrody. Rzecz dzieje się w przyszłości, a ważną rolę odgrywa muzeum, w którym pielęgnowano są zachowane ślady dawnego istnienia roślin. Gdzieś „pomiędzy” przemycany jest przekaz o kobiecej, ocalającej sile. Ideowo rzecz ma w sobie potencjał, choć takie rozpisanie rzeczywistości nie jest czymś szczególnie nowym. Gorzej jest natomiast z realizacją. Historia napisana jest trochę tak, jakby była jakimś niechcianym zadaniem do wykonania – bez pomysłu na rozwój akcji, z nieco sztampowymi rozpoznaniami i metaforami, z elementami protestu i oskarżenia, ale przedstawionych tak, że dominuje w nich przede wszystkim przewidywalność i sztuczność. Charakter manifestu, głosu w sprawie, jest zresztą widoczny w całej książce. Problem w tym, że jakoś mało w nim ognia, jakoś niewiele w nim życia, jakoś mało przekonująco i pretensjonalnie to wszystko wybrzmiewa. Książka okazuje się połączeniem tego, co w swoim przekazie bliskie jest łopatologii, z tym, co udaje skomplikowanie, a tak naprawdę niewiele ma w sobie autentyczności. W trakcie lektury trudno się oprzeć wrażeniu, że autorce zabrakło pomysłu na fabułę, bohaterów i oryginalne odtworzenie warstwy ideowej. Językowo rzecz także jest mocno przeciętna. Lektura zbędna.
Barbara Piórkowska, Gaja. Historia prawdziwa, Wyd. Marpress, Gdańsk 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz