Sylwia
Zientek to pisarka, której aktywność w świecie literatury wydaje się bardzo
interesująca. Niestety, nie z powodu tego, co autorka pisze i publikuje, bo na
uwagę zasługują zastosowane strategie promocyjne służące zasugerowaniu
czytelnikom, iż mamy do czynienia z prozą artystyczną. Ten promocyjny zwrot
dostrzegalny jest wraz ze zmianą wydawnictwa. Jego pierwszym symptomem była
powieść „Kolonia Marusia”, w której autorka wykorzystując wątki
autobiograficzne próbowała zmierzyć się z tematem ludobójstwa na Wołyniu. Choć
podjęty problem miał sankcjonować ów wspomniany artystyczny zwrot, czytelnik
otrzymał książkę, która swoim poziomem językowym i fabularnym stanowi typowy
przykład popliteratury. Nie inaczej jest teraz, kiedy autorka zdecydowała się napisać
kilkutomową sagę, portretującą losy rodziny warszawskich hotelarzy na
przestrzeni około czterystu lat. „Klątwa lutnisty” to pierwsza odsłona cyklu i,
niestety, niezbyt udana. Pomysł, by historię rodziny opisać w kontekście
miejsca, które dla niej jest ważne i o które toczone są boje, jest ciekawy. Zientek
nie udaje się jednak owego potencjału wykorzystać. Nie jej jednej, dodajmy. W
polskiej literaturze popularnej podobny pomysł, jeśli chodzi o miejsce, miał
Janusz L. Wiśniewski w powieści „Grand”. Podstawowym problemem pierwszej części
sagi jest jej objętość. Ktoś powinien zwrócić autorce uwagę w trakcie redakcji,
że mnóstwo tu dłużyzn, a koloryt epoki można oddać w inny sposób niż opisując drobiazgowo
stroje bohaterów albo miejsca, w które się udają. Dodatkową wadą jest bardzo
słaby literacko język. Czyta się tę książkę miejscami tak, jakby autorka otrzymała
do napisania wypracowanie szkolne, które jest dla niej dużym wyzwaniem. Mamy więc
tekst, który powstawał z mozołem, brzmi nieporadnie, zawiera wiele sztucznych zwrotów
i brakuje mu pewnej stylistycznej płynności. Charakterystyki bohaterów wypadają
pretensjonalnie. Książka nie broni się również przedstawionym portretem miasta.
Autorka odrobiła lekcję z historii, jest jednak raczej odtwórczą uczennicą, niż
kimś kreatywnym, kto faktycznie ożywia Warszawę z przeszłości. Opowiadanie
losów bohaterów dziejących się w trzech różnych czasach również nie przekonuje.
Razi zwłaszcza przewidywalność losów i mimo dużej objętości powieści szkicowe
potraktowanie biografii poszczególnych postaci. Najgorzej wypadają fragmenty
dotyczące współczesności – w tym wypadku mamy do czynienia już nie tylko z
przeciętną literaturą popularną, ale z bardzo słabą literaturą popularną.
Sylwia
Zientek, Hotel Varsovie. Klątwa lutnisty, Wyd. W.A.B., Warszawa 2017.
Czytałam "Miraże" tej autorki (http://wedlugagi.blogspot.de/2016/09/miraze-sylwia-zientek.html) i miałam bardzo podobne uczucia jak Ty podczas czytania jej najnowszej książki.
OdpowiedzUsuńAutorka miała bardzo ciekawy pomysł, bo na temat przewodni wybrała transpłciowość. Niestety zabrakło jej umiejętności pisarskich, by ów dobry pomysł przekuć w ambitną lekturę i wyszło średniej jakości czytadło. Więcej po twórczość pani Ziętek nie sięgnę.