Powieść Eugenii Kuzniecowej to przykład literatury środka. Autorka umiejętnie rozgrywa codzienne, pozornie mało istotne, ale jednak odsłaniające coś ważnego, historie, umieszczając je w konwencji opowieści lekkiej, a zarazem nieco przypowieściowej. To portret kobiecych losów rozrysowanych na różne biografie z mocno zaakcentowanym przesłaniem mocy międzypokoleniowego kobiecego wsparcia. Mamy więc babkę Teodorę, która jest strażniczką przeszłości, krzepiącym punktem odniesienia w teraźniejszości, ale i drogowskazem w nadchodzącej dopiero przyszłości. Mamy jej wnuczki, które przyjeżdżają na wakacje, szukając odpoczynku od problemów codzienności i starając się znaleźć odpowiedzi w sprawach tę codzienność komplikującą. Mamy pamięć babci z czasów, kiedy była młodsza i silniejsza. Mamy wspomnienie dorosłych wnuczek, które właśnie jako dzieci z tego miejsca czerpały siłę. Mamy wreszcie dziewczynkę, która zostaje przekazana pod opiekę jednej z wnuczek, a zbuduje silniejszą więź nie z tą, dla której oddał ją ojciec. Dużo w tej książce gadania o mężczyznach, dzieciach, ciąży. Jednocześnie pełne troski i ciepła rozmowy poprzetykane są świadomością przemijania i nietrwałości. Zarośnięty stary sad, znajdujący się przy domu, okazuje się wyznacznikiem tego wszystkiego, co może się wydarzyć i co bywa nieprzewidywalne tak, jak rośliny, którymi nikt się nie opiekuje. Sprawy ważne są tutaj potraktowane lekko, zabawnie, bez zadęcia. Narodziny w pewnym sensie zapowiadają odejście, bo nic nie jest wieczne, choć jeśli pozwolimy sobie pamiętać, wiele możemy utrwalić.
Eugenia Kuzniecowa, Nim dojrzeją maliny, przeł. Iwona. Boruszkowska, Wyd. Znak, Kraków 2023.