Maciej Grzenkowicz ma ciekawy pomysł na reportaż. Interesują go tytułowe tycipaństwa, które nazywa tak „bynajmniej nie dlatego, że są godne pożałowania, nie – to dlatego, że te historie są jak z bajek” (s. 17). Książkę tę można by porównać z publikacją Tomasza Grzywaczewskiego „Granice marzeń. O państwach nieuznawanych”, choć obu autorom chodzi o zupełnie inne rejony. Porównanie tych pozycji byłoby ciekawe, bo pokazywałoby różnice między marzeniem spełnionym a trudnym lub niemożliwym do zrealizowania, między pomysłem na sformalizowanie mającym w sobie coś z anegdoty a politycznym uwikłaniem i tkwieniem w centrum konfliktu. Grzenkowicz rozpoczyna swoją opowieść od powrotu do dzieciństwa i podróży palcem po mapie. Następnie portretuje takie miejsca, jak Kobuto, Liberland, Królestwo Północnego Sudanu, Christianię, Republikę Zarzecza, Ladonię, Imperium Romanowów i Księstwo Seborgi. Reporter nie ukrywa, że pytanie o mikronacje, to zarazem pytanie o cudze marzenia, o podstawy i sens tworzenia owych maleńkich, przedziwnych państw, o brawurę i fantazję twórców, o reguły życia społecznego i politycznego wreszcie. Grzenkowicz zarysowuje te i kilka innych kwestii, jednak jego książka ma kilka niedociągnięć. Przede wszystkim razi dość konwencjonalny i przewidywalny sposób opisu. Nieco rozczarowuje również zakończenie – niepotrzebnie patetyczne, jakby bez pomysłu na dobre podsumowanie.
Maciej Grzenkowicz, Tycipaństwa. Księżniczki, bitcoiny i kraje wymyślone, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz