Nieoczywista, niepokojąca, świetnie rozgrywająca napięcie i niepokój proza. Balsam Karam proponuje z jednej strony opowieść o świecie, który da się łatwo przełożyć na rzeczywistość znaną z doniesień medialnych lub świadectw konkretnych jednostek, z drugiej jest to historia o charakterze przypowieściowym, w której słabość i siła zyskują zupełnie inne znaczenie. W „Horyzoncie zdarzeń” ważne jest miejsce i jego nazwa – Skraje. Bycie na marginesie, wyrzucenie poza nawias społeczeństwa, próby zakorzenienia w tymczasowości, wreszcie wyraźnie zaakcentowana sugestia, że nie ma do czego się przyzwyczajać, bo kolejne przeniesienie może wydarzyć się w każdej chwili i bez uzasadnienia. Matki i córki żyjące w tak zdefiniowanej rzeczywistości właściwie od razu kojarzą się z ludźmi mieszkającymi w obozach dla uchodźców, z imigrantami, traktowanymi jako problem, wreszcie z kimś zbędnym, kogo najchętniej usuwa się w cień, pozwalający na niepamiętanie i niedostrzeganie problemu. Pragnienie przekraczania granic przyjmuje różne oblicza. Bywa niezgodą na wspomnianą tymczasowość i prowadzi do zbudowania trwałości tam, gdzie nie powinno jej być i jej nie ma. Bywa również gotowością buntu i wzięcia spraw w swoje ręce, nawet za cenę późniejszych ostatecznych wyborów. Nastoletnia Milde, której losy i proces myślowy poznajemy, ma w sobie coś archetypicznego. Upomina się o wolność, niezależność i człowieczeństwo. Przypomina tym, którzy mają władzę, o istnieniu marginalizowanych i odrzuconych. Nie pozwala spokojnie spać. Jest kimś słusznie drażniącym, prowokującym, występującym przeciwko. To w niej ucieleśnia się przegrana pozornych zwycięzców. To ona przypomina, że wolna wola i decydowanie o sobie są w stanie przekroczyć granice wynikające ze zniewolenia. Bardzo dobre.
Balsam Karam, Horyzont zdarzeń, przeł. Agata Teperek, Wyd. Marpress, Gdańsk 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz