Proza niezwykła, choć bez fajerwerków, wyciszona, ale z podskórnie istniejącym napięciem, precyzyjna, ale celnie opisująca wewnętrzny chaos, skupiona na codzienności, ale portretująca to, co swoją zwyczajnością i przyzwyczajeniem niszczy. „Źródła” Lafon to opowieść o rodzinie. Małżonkowie właściwie się nie znają, kiedy biorą ślub. Codzienność to odkrywanie nie tyle zachwytów, co raczej powodów do nienawiści. Najintensywniej w tej historii wybrzmi głos kobiety. Będzie go słychać wtedy, kiedy poznamy jej rytm dnia i determinację, by przetrwać mimo wszystko. Ale stanie się obecny także wtedy, kiedy dowiadujemy się o życiu mężczyzny. Jego oskarżenia w stosunku do żony przewrotnie odsłonią to wszystko, co prawdopodobnie chciałby ukryć, a więc obojętność, okrucieństwo, pogardę. Wspominam o głosie, ale tak naprawdę krzykiem w tym wypadku okaże się długotrwałe milczenie, ćwiczenie samej siebie w uległości, brak siły, by uciec i pokorne znoszenie przemocy i upokorzeń. To „bez słów” będzie najważniejszym głosem. Lafon nie epatuje opisami bicia, nie tworzy katalogu ran zadawanych słowami. To, co złe, w pewnym sensie rozmywa się w powtarzalnych, niemalże heroicznie wykonywanych czynnościach. Momentami niemalże zapominamy o obecności mężczyzny, sprawcy nieszczęść. Cały czas jednak towarzyszy nam niepokój, jakbyśmy wiedzieli i nie potrzebowali na to żadnych dowodów, że milczenie to tak naprawdę ukrywanie cierpienia, strachu, bezsilności. Moment zwrotny będzie przerwaniem ciszy. Przewartościowuje wszystko, ale nie wymazuje wspomnień. Codzienność „z nim” zostaje zamieniona na codzienność „z pamięcią o nim”. Wyzwalanie się spod wpływu zła trwa. Warto!
Marie-Hélène Lafon, Źródła, przeł. Agata Kozak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz