Wspaniała książka! Skoncentrowana na śmierci i pożegnaniu, ale jednocześnie bardzo wyraźnie i świadomie dostrzegająca życie i jego trwałe więzi z tym, co ostateczne. Bánk proponuje czytelnikom nie tylko wzruszające pożegnanie z ojcem, który odchodzi, ale też i inne opowieści wyłaniające się z faktu choroby i mierzenia się z nachodzącym nieuchronnie końcem. W tym najbardziej oczywistym odczytaniu „Śmierć przychodzi nawet latem” będzie świadectwem wyostrzenia zmysłów wtedy, kiedy wiadomo, że dzieje się coś złego, a także zapisem więzi łączącej córkę i ojca. Inne tryby lektury uruchamiają kolejne tropy interpretacyjne, bo Bánk znakomicie łączy to, co głęboko intymne, prywatne, z tym, co publiczne. Można więc tę książkę czytać jako opowieść o emigracji oraz odkrywaniu i przywiązaniu do korzeni. Rodzice autorki są Węgrami, którzy opuścili kraj w 1956 roku i wyjechali do Niemiec. Autorka nie ukrywa, że znaczące daty są czytelne jedynie pokoleniowo i narodowościowo. Dla jej niemieckich znajomych przywołany rok pozostaje często pusty znaczeniowo, dla wielu Węgrów to wydarzenie o charakterze mitu założycielskiego w kontekście współczesności i kluczowe przeżycie zmieniające ich biografie. „Śmierć przychodzi nawet latem” to także niezwykła refleksja na temat czasu, wagi pojawiających się zdań, łez odmierzających kolejne dni, wreszcie przyzwyczajania się do czyjejś nieobecności i poczucia wstydu z powodu nieodbytych spotkań i rozmów. Gatunkowo pisarka łączy esej o śmierci z prozą autobiograficzną, precyzyjnie używa słów, wzrusza, ale nie epatuje rozpaczą, odsłania się, ale ani na chwilę nie jest emocjonalną ekshibicjonistką. Bánk odkrywa też wspólnotę tego jednostkowego jednak doświadczenia, bo wokół umierają inni ojcowie i matki, a jej znajomi mierzą się ze stratą rodzica. Lektura obowiązkowa!
Zsuzsa Bánk, Śmierć przychodzi nawet latem, przeł. Elżbieta Kalinowska, Wyd. Czarne, Wołowiec 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz