To
publikacja adresowana przede wszystkim do wielbicieli Stanisława Grzesiuka.
Błędem byłoby zaczynanie swojej przygody czytelniczej z prozą i biografią
autora właśnie od tej pozycji. „Klawo, jadziem!” mogłoby w takiej sytuacji
rozczarować odbiorcę. I nie byłoby w tym nic dziwnego. Dla tych, którzy znają
„Pięć lat kacetu”, „Boso, ale w ostrogach” i „Na marginesie życia” książka ta
stanowić będzie ciekawe uzupełnienie wątków dobrze znanych oraz pretekst do
refleksji na temat sensu i potrzeby publikowania utworów rozproszonych,
niekoniecznie pomyślanych jako część większej całości. Opowiadania i felietony
zamieszczone na początku „Klawo, jadziem!” są raczej powtórzeniem tego, co
pamiętamy ze znakomitego trójksięgu. Wspomniane krótkie teksty dużo lepiej
wypadłyby, gdyby znalazły się w książkach Grzesiuka. Publikowane oddzielnie
literacko nie robią większego wrażenia. W opowiadaniach na szczególną uwagę
zasługuje wątek byłych więźniów obozów koncentracyjnych mających po wojnie
trudności z odnalezieniem się w zwyczajnym życiu i biorących udział w
sytuacjach, w których bycie w zgodzie z prawem jest co najmniej iluzją. Znaczną
część „Klawo, jadziem!” zajmują zdjęcia przedstawiające Grzesiuka oraz skany
dokumentów i rękopisów. W efekcie książka zyskuje, tak chyba można powiedzieć,
albumowy charakter. Jest rodzajem kolażu tekstów rozproszonych, fotografii i
piosenek, które stały się znakiem rozpoznawalnym Grzesiuka.
Stanisław
Grzesiuk, Klawo, jadziem!, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz